Zapraszamy do drugiej części rozmowy z Bartkiem Kotowiczem, właścicielem firmy Engram, na temat rebrandingu w firmie.
Bartek wprowadza nas w proces, który za tym stoi i opowiada jaką część procesu możemy zrobić samodzielnie, a kiedy potrzebna jest pomoc specjalistów.
Zadajemy pytania o personal branding, a Bartek podaje kilka ciekawych przykładów brandingu. Pod koniec jeden z najciekawszych fragmentów, dlaczego marka Amber Gold była wiarygodna dla tak wielu osób.
Firmę Studio Engram z Gdańska spotkasz w sieci tutaj:
http://studioengram.pl/
Warto obejrzeć ich projekty.
Fanpage Brandingowy.pl to najlepsze miejsce, żeby śledzić co ma Bartek do powiedzenia:
www.facebook.com/Brandingowypl
Projekt “Pan Wizualny” można znaleźć pod adresem:
http://panwizualny.pl/
oraz na Twitterze, Faceboku i Pinterest
“Szybko, Tanio, Dobrze” o czym wspomina Bartek:
http://demotywatory.pl/1468182/Tanio-dobrze–szybko
Serwis Behance:
https://www.behance.net/
Logo Stacja Zmiana na naszym www, wykonane zostało przez Studio Engram:
www.stacjazmiana.pl
Amber Gold – logo:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Amber_Gold
Kurs Sztuka Projektowania:
http://www.sztuka-projektowania.pl/
Jak możesz słuchać podcastu?
Możesz słuchać na tym blogu.
Ale możesz też słuchać nas na dowolnym odtwarzaczu mp3. Plik powinieneś pobrać z tego bloga, a następnie wgrać go na swój odtwarzacz.
Z wygody polecamy ostatni sposób, czyli słuchanie podcastów na swoim smartfonie. Robimy podobnie i jesteśmy zadowoleni, ponieważ ulubione podcasty można mieć ze sobą, by słuchać je w każdym miejscu i dowolnym czasie.
Śledź podcast Stacja zmiana na: iTunes | Android | SoundCloud | Twitter | Overcast | RSS | Spotify | YouTube
Prosimy, oceń nasz podcast
Jeżeli zechcesz nam w jakiś sposób podziękować za naszą pracę, najlepszym sposobem, będzie pozostawienie opinii w iTunes.
Dzięki temu, że to zrobisz, podcast Stacja Zmiana będzie widoczny i ułatwi nam docieranie do słuchaczy.
Możesz to zrobić klikając na linka poniżej:
Transkrypcja
Tomasz: Cześć, witamy was w naszym podcaście Stacja Zmiana. Jak sama nazwa wskazuje jest to podcast o zmianach, jest też o ludziach i ludzkich losach, o tych, którzy takie zmiany przechodzą, bądź takich zmian się boją, bądź wiedzą już, jak je przejść suchą nogą. Witają was: Tomasz Nadolny…
Katarzyna:…i Katarzyna Michałowska. Dzisiaj po raz drugi spotkamy się z Bartkiem Kotowiczem, właścicielem firmy Engram. W ostatnim odcinku opowiadał nam, jak to jest prowadzić własną działalność, jak to jest, kiedy się zmienia tą działalność, jak to jest odejść od bycia pracownikiem Unii Europejskiej. Następnie też dowiedzieliśmy się trochę na temat marki, jaka to jest marka, dlaczego dobra marka to taka marka, z którą warto pójść na piwo. I Bartek też powiedział o tym, jak zrobić rebranding w firmie, jak się do niego przygotować. Natomiast w tym odcinku mówi nam troszeczkę inaczej. Rozszerza ten zakres informacji.
T: Powie też…wypowie się troszeczkę, może kontrowersyjnie, na temat personal brandingu, co może was zainteresować. I zapraszamy do słuchania do samego końca, to dowiecie się również, jak to się stało, że Amber Gold nabrało tak wielu ludzi. Jak działa marka, że bywa atrakcyjna lub czasami zbyt mocno uwodzi. Zapraszamy.
K: Bartek, czy ty sobie wyobrażasz, że można bez agencji zrobić taki rebranding, że na przykład duża korporacja jakąś ma komisję i tam, wiesz, sobie audytują różne rzeczy, robią takie fokusy. Czy mogą sami wymyślić jakiś rebranding własny? Czy myślisz, że zawsze musi agencja pomóc?
T: Bardzo płynnie przeszedłeś od tej analizy “po co i jak” do samego procesu. I tu się właściwie zaczyna rola, którą na co dzień pełnisz. Ty, twoja firma, twoi współpracownicy. Czy to można tak “do it yourself”, czy potrzeba specjalistów?
Bartek: To też się bardzo zmienia. Tak w kontekście pewnych procesów i technologii i pewnej świadomości wśród klientów i tego, co ja mogę oferować. Ja, na dzień dzisiejszy, w większości oferuję to, że ja jestem tą zewnętrzną firmą, która wchodzi i realizuje tak naprawdę w całości taki proces. Ale to już pokazują amerykańskie firmy i bardzo wiele polskich choćby w kontekście stricte wizualnym, także nie mówimy teraz o strategii tylko po prostu firma chce zmienić logo i jest wiele firm, które robią w formie “in the house”, także jakby we własnym zakresie stara się zmienić wizerunek. To jest praktykowane zwłaszcza w firmach technologicznych, w Dolinie Krzemowej, ale też zauważalne w bardzo wielu polskich firmach, coraz częściej się z tym spotykam. Ja uważam, że jest to faktycznie dość…znaczy wynika to z potrzeby, z którą, jak na samym początku powiedziałem, nawet gdybym miał dwudziestoletnie doświadczenie w korporacji, no to przypuszczalnie miałbym w jednej korporacji. Pewne limity w danej organizacji gdzieś się osiąga, więc też miałbym jakieś doświadczenie, które nie byłoby uniwersalne, więc wchodziłbym…tak czy owak teraz wchodzę, czy wchodziłbym, gdybym miał gigantyczne doświadczenie, takie organizacyjne, to moje możliwości zbadania danego tematu są ograniczone. Ja się faktycznie zgadzam z tym i to też coraz więcej firm robi, że zaczyna myśleć troszeczkę w takim kontekście łączonym, że z jednej strony mamy zespół kreatywny, czy strategiczny, który siedzi w firmie, który faktycznie…ja wchodzę na określoną ilość godzin do danej organizacji, ja się staram pojechać do danej firmy, zobaczyć, porozmawiać z pracownikami, przeprowadzić x warsztatów. Ale to jest wciąż troszeczkę taka laboratoryjna praca. Ja badam pewien wycinek i kto, jak nie pracownicy, mogą powiedzieć, czy osoby, które są zaangażowane w dniu codziennym, o tej marce najwięcej. Właśnie te osoby. Więc tak naprawdę mieliśmy podobny proces dotyczył raczej takich zmian wizualnych, ale faktycznie było też część prac, które teraz my tworzyliśmy, jest teraz wykonywanych przez dział kreatywny tej firmy. I faktycznie wydaje mi się, że docelowo będzie się to zmieniało w tym takim kierunku, że wielkie marki będą właśnie, z jednej strony to, co mogę we własnym zakresie zrobić, a z drugiej strony zlecać zewnętrznej agencji, bo to są plusy i minusy. Z jednej strony ja nie jestem w stanie poznać organizacji, ale z drugiej strony, jeżeli o ile dana organizacja, dany człowiek, który podejmuje się pewnego projektu rebrandingowego, na ile umie odpowiedzieć “Nie” klientowi, powiedzieć dość szczerze o tym, bo problemem jest to, że jakby będąc w danej organizacji masz swojego przełożonego i wiadomo, że będąc na tej drabince masz więcej ograniczeń niż agencja zewnętrzna. Ja staram się podejść do moich klientów, być szczerym. Jeżeli zauważam pewne rzeczy, które w mojej ocenie są negatywne, staram się mu o tym powiedzieć. Nie jestem po to zatrudniany, żeby laurki tworzył, tylko po to, żeby wejść i, jeżeli faktycznie są jakieś negatywne rzeczy, to o tym powiedzieć. Często się śmiejemy, że nawet pomimo że staramy się dotykać spraw komunikacyjnych, dotykamy spraw stricte takich organizacyjnych, które są związane z takim często zarządzaniem firmy. Później mamy rozmowę z zarządem, bo często też staramy się, żeby na przykład takie wewnętrzne warsztaty przeprowadzić z pracownikami, a z drugiej strony często też z managementem osobno, bo często też wiadomo, że takie osoby są w trakcie treningu…
T: Słyszę tu o takich kompetencjach, które powiedziałbym, że ktoś w rodzaju coacha, terapeuty.
B: No i czasami tak jest i czasami dowiadujemy się o takich sprawach, które one są związane z komunikacją, ponieważ to, w jaki sposób dostarczamy albo kto jest naszym partnerem albo to, że komunikujemy bardziej markę partnera niż naszą to jest kwestia komunikacyjna, ale z drugiej strony ona mega oddziałuje na samopoczucie pracowników, czyli pomimo że dotykamy spraw komunikacyjnych, nie da się tego tak oderwać, że nie poruszamy innych spraw, więc tutaj w tym procesie wchodzimy czasem w taką rolę terapeuty, ale właśnie mówię, to jest takie, że sam sposób dostarczania tej usługi, też się bardzo zmienia. Zresztą to jest też trochę zgodne z tym nurtem “design thinking”, że starasz się angażować różne osoby, nie realizować wszystkiego samemu, bo, jak mówię, jako zewnętrzna agencja mamy pewne ograniczenia, a z drugiej strony najlepszym źródłem informacji są pracownicy. Fajnym elementem też jest to, że, jeżeli faktycznie tworzysz zespół, w którym są pracownicy, którzy, jakby ich rolę jest nie tylko to, że dostarczają pewne materiały, ale jest pełne zaangażowanie w proces, to z drugiej strony jest to coś bardziej naturalnego, że oni pracują już nad tą marką, że to nie jest tak, że ja wchodzę jako agencja i wymyślam ich koncepcję marki, bo ta marka nie powinna wyjść ode mnie i ona najczęściej nie wychodzi ode mnie, tylko z pewnych przemyśleń, które ja wnioskuję na podstawie tego, co mi dane osoby powiedziały plus gdzieś tam mojej, takiej pracy zewnętrznej jako researchera, osoby strategicznej, która patrzy jeszcze na kontekst, sytuację, konkurencję. No, ale w dużej mierze słucham tego, co dane osoby mówią, ale z jednej strony mamy ten etap, w którym pracownicy mówią, a z drugiej, kiedy pracownicy też się angażują w tworzenie tej marki i to jest chyba takie moim zdaniem docelowy sposób, gdzie ja też myślę o samym dostarczaniu mojej usługi, staram się też po tych siedmiu latach zastanawiam się, co jest faktycznie wartościowego, co jest ważne dla moich klientów i co zrobić, żeby faktycznie od samego początku byli zaangażowani w tworzenie tej marki, żeby też na samym końcu tego etapu, gdzie często, na przykład to, co powiedziałeś, że często jakby przy samym launchu marki, prezentacji wizerunku, często jest jakaś sytuacja kryzysowa, no i dobrze, gdyby te osoby czuły, że przeprowadziliśmy kawał dobrej roboty, że nie jest to tylko praca zewnętrznej firmy, że tylko my byliśmy zaangażowani i będziemy szczerze ich bronić, bo często jakby trzeba jakąś obronę, linię obrony mieć: dlaczego coś zrobiliśmy, po co. Tłumaczyć ludziom, bo faktycznie te rzeczy wzbudzają największe niezadowolenie, bo te osoby, którym się podoba, najczęściej nie czują potrzeby, by wyrazić wyrazy wsparcia, tylko raczej bardziej lubimy, kiedy coś nas boli, wtedy bardziej komunikujemy.
T: Czyli dostarczacie świeżego spojrzenia…
B: Staramy się.
T: Macie pogląd wielu różnych organizacji i doświadczenia…
B: I to jest też coś, czego…
T: …i wiedzę też. To, czego pewnie w środku też brakuje trochę…
B: To właśnie było fajnym doświadczeniem, bo pracujemy w różnych branżach też, więc czasami możemy takie benchmarki też, to, co jest…często fajny pomysł, który działa w branży, nie wiem, mięsnej może podziałać też w branży modowej. To kwestia obsługi klienta. Zarówno w sklepie mięsnym, jak i odzieżowym w jakiś sposób obsługujemy tego klienta i można czasami bardzo fajny pomysł znaleźć, który można w fajny sposób przenieść z jednej branży do drugiej branży, co osoby pracujące X lat w tej samej branży, to nie dojdą do takiego wniosku, bo nie mają takiego oglądu na wiele różnych branż.
T: I widać, że dostarczacie też takiego rodzaju instrukcji, mapy drogowej. Jesteście w stanie poprowadzić przez ten proces, tak?
B: Tak, no staramy się, że…jakby tworząc już ten branding czy rebranding, bo to są jakby dwie troszeczkę różne rzeczy, ale rozmawiamy już o tym rebrandingu to jakby pierwsza rzecz, to jest ta analiza, która w ogóle też trzeba się dowiedzieć też, jaka jest potrzeba klienta, bo najgorszą rzeczą jest to, że chcesz zaplanować mu całą analizę nie wchodząc w to…często jest tak, że dane firmy mają duży kawał swojej pracy wykonanej i jakby ja nie muszę, jakby nasi pracownicy nie muszą przeanalizować raz jeszcze, tylko dostają już pewne informacje, które były już wcześniej wykorzystywane.
T: Musisz się bawić w Sokratesa, który się postara, żeby ci wszystko wyłożyli na stół.
B: Dokładnie, moją rolą na początku jest zadawanie pytań i żeby skłonić klienta do pewnych aktywności, działań, czy przedstawienia pewnych materiałów, które były wcześniej wypracowane. Drugie to są właśnie te analizy. Trzecie to jest to, że zastanawiamy się, jaką strategię, jaki kierunek nadać marce. A czwarta rzecz, równie ważna, to jest tak naprawdę ta prezentacja marki…jakby cała implementacja, bo prezentacja to jest w całej implementacji sam początek, a później tę markę trzeba jeszcze w jakiś sposób wdrożyć, no i sprawdzić na przykład poprawności. Większość firm jeszcze się na to nie decyduje, żeby była jakaś osoba, która sprawdziła od zewnątrz, jaka jest efektywność tego. Nawet często gdzieś tam kończy się tym etapie wdrożenia. Firmy nie chcą nawet we własnym zakresie sprawdzać, czy ten pomysł, który…
T: Bo to kosztuje, czy boją się…?
B: Bo to kosztuje, bo boimy się niepowodzeń. Wiele organizacji jest nastawionych na sukces i wszystko ma być sukcesem, a czasami…no nie jesteśmy nieomylni, nie pracujemy w laboratorium. Działamy na żywej strukturze i nawet jeżeli sprawdzimy wszystko, co było do sprawdzenia, przeprowadzimy sobie badania ilościowe i jakościowe, no to zawsze może być jakieś niepowodzenie. Ono oczywiście może być zauważalne na wykresach, ale czasami mogą być takie aspekty, które mogą być nie do końca zauważalne, które można, nie wiem, dopiero po roku sprawdzić w kolejnym badaniu, bo, na przykład, naszą wartością był wysoki poziom satysfakcji klienta z usługi, mamy skalę ocen, według której chcemy ocenić i dopiero po roku można sprawdzić, czy wartość, którą opisaliśmy, że klientowi damy, czy ona jest sprawdzalna.
Zresztą z brandingiem jest taki problem, też dla mnie, kiedy rozmawiam z klientami, jaka jest korzyść, bo często tej korzyści nie da się ocenić w taki sposób, który jest lubiany przez osoby zarządzające. Słupki, excel, czy nawet konkretne badanie. Czasami, nawet widzę po firmach z mojej branży, które pokazują, że dzięki ich projektowi, nawet graficznemu, mówią tylko, czy często nie mówią, że przeprowadzają jakiś proces brandingowy, ale piszą później o sukcesie, że sprzedaż w ciągu trzech lat podniosła się o 60%. Tylko, że branding to jest ten fundament, na którym marketing operacyjny działa i to jest tak, że marketing operacyjny na reklamie na Facebooku może sprawdzić, jaki jest wskaźnik efektywności tej konwersji. A w brandingu to, że klient będzie czuł autentyczność marki albo ten brand będzie unikalny, to jest takie coś, że ciężko bardziej ocenić. Oczywiście są też pewne próby i badawcze i przeprowadzane gdzieś tam badania, choćby w Wielkiej Brytanii, że te marki, które są oceniane wysoko, jeśli chodzi o postrzegalność marki, jakby moc wizerunku, czy to, jaką mają rekrutację, to ich wyniki w setce największych firm na giełdzie, że te firmy, które mają dobrą markę, według badań brandingowych, odnotowują lepszą efektywność biznesową w takim stricte rozumieniu excelowym i zysków i przychodów.
T: Skoro doszliśmy do tego, że wypadałoby jednak rozliczać decyzje, to wypadałoby przed podjęciem tych decyzji sięgnąć po najlepsze narzędzia, najlepszych ludzi, jacy są dostępni i w budżecie, który mamy i tutaj takie mam pytanie, bo Kasia zna ciebie od czasów studiów, obserwuje twój rozwój osobisto-zawodowy. Ja miałem okazję pracować z tobą przy kilku projektach i przyznam, że dlatego zaprosiłem cię do tej rozmowy, że cenię doświadczenie tych wielu projektów. W jaki sposób byś radził szukać, oceniać, że ktoś się do tego biznesu nadaje, ktoś jest dobry, ktoś jest zły, bo, jak się przegląda strony firm, które się zajmują brandingiem, rebrandingiem, logotypami, wizualnymi różnymi zagadnieniami to przyznam szczerze, że większość ma na stronach to samo. Jak odróżnić tutaj plew od ziarna?
B: To w ogóle bardzo fajna rzecz, którą ty też zauważyłeś, ja też mam problem z własną marką, że marki agencji brandingowych są dość generyczne. Ja to czuję, że pod latarnią najciemniej i faktycznie jest tak, że myślą o tym, w jaki sposób wyróżnić klienta, zapominamy o tym się wyróżnić, ale to jakby zostawiając na…
T:…na inny podcast.
B: Tak, na inny podcast, bo to jest temat rzeka, zresztą będę prowadził warsztaty z tego tematu na konferencji dla projektantów w Warszawie, bo właśnie uznałem, że to jest fajny temat, żeby zastanowić się, czy możemy my jako marki, bo też jesteśmy markami, każdy z nas, w jaki sposób możemy się wyróżnić i nie powielać tych samych schematów, które są bardzo mocno…istnieją w naszej branży. Ale wracając do twojego pytania: co jest ważne? Ja bym wymienił kilka takich rzeczy, które, po pierwsze, robimy na etapie własnego researchu. Czyli jestem brand menedżerem albo osobą, która działa sobie w marketingu…
T: Czy właścicielem.
B: Dokładnie. Co warto zrobić? Po pierwsze, dopasowanie do…jakby ja z jednej strony staram się, żeby moi klienci nie oceniali tego z punktu widzenia estetycznego, ale oni i tak to będą robić, więc to jest dość ważne, żeby zobaczyć, czy estetyka danej firmy nam odpowiada. Można to zrobić moim zdaniem poprzez portfolio danej firmy.
Druga rzecz, którą ja bym wziął pod uwagę, czy są jakieś projekty, które….ok, jestem na przykład w branży medycznej, więc można poszukać projektów w portfolio agencji, które są z tej samej branży, ale można, co ważniejsze moim zdaniem, jeśli ja już wiem, w jakim kierunku chcę pójść z tą marką, żeby pod tym względem dopasowywać. Ja nawet widzę to po sobie, że projekty w portfolio przywołują klientów z tej samej branży, bo oni patrzą i w bardzo prosty sposób są w stanie odnieść to do siebie. Fajna prezentacja deweloperska, więc ja jako deweloper myślę, że fajnie sobie poradzą z moim tematem…
T: Co też daje znajomość branży, ale też, jak rozumiem, stwarza ryzyko powielenia pomysłów.
B: Ktoś kiedyś nam napisał, że “Kopytko”, że mamy pewien styl, który jest charakterystyczny dla nas i my się śmialiśmy…
T: Czyli można mówić, że jest niepowtarzalny.
B: Tak, ale z drugiej strony poszczególne nasze realizacje mogą być dość podobne i śmialiśmy się w swoim czasie, że wprowadzamy procedurę “Kopytka” i trzeba sprawdzić, czy my już tego nie widzieliśmy wśród swoich realizacji. Także abstrahując od tego, czy to jest unikalne wizualnie na tle konkurencji i tego, co się dzieje, ale żeby też sprawdzić, czy to nie powtarza i faktycznie staramy się to sprawdzać.
Kolejną rzeczą, która według mnie jest ważna to też przeanalizować klientów i doświadczenie, popytać, kto jest w zespole, jakie to są osoby. Doświadczenie, bardzo często trzeba zobaczyć, jakie projekty były realizowane. Bardzo często wśród…trochę nieuczciwa praktyka, że wrzucamy na przykład logo Nike, obok Coca Coli, a tak naprawdę zrobiliśmy wizytówkę, wizytówka to byłoby już dużo. Zrobiliśmy baner, może nawet nie dla nich, a przez inną agencję dla innego klienta, dla Coca Coli w Argentynie. No i wrzucamy. Faktycznie ładnie to wygląda, ale może się pojawić problem.
I to są takie rzeczy dość ważne…no też zapytać o proces, bo problem…większość klientów ocenia nas przez pryzmat ceny. Ale pytanie, co w ramach tej wyceny, co my dostajemy, do czego mamy prawo, a do czego nie mamy. My na przykład mamy pewne zasady, że projektujemy pewną ilość logotypów jako naszej pracy, uważamy, że profesjonalnej, jako eksperci znający się na tym temacie i jakby nie ma możliwości, że klientowi może się to nie spodobać. To znaczy może mu się nie spodobać, to wtedy możemy zrealizować kolejny pakiet projektów za osobną wycenę. Ja o tym z góry informuję klienta, nie wstydzę się tego, uważam, że wykonujemy pewną ekspercką pracę, za którą należy nam się wynagrodzenie. Wielu klientów ma z tym problem, bo uważa, że taki proces wizualny…coś może mu się nie spodobać i co w tej sytuacji. Więc moim zdaniem trzeba takie aspekty przeanalizować, ale też pytanie, co my dostajemy w ramach naszej strategii czy analizy, jakie konkretne działania, jak to wygląda pod względem harmonogramu. Ostatnio był taki fajny obrazek: szybko, tanio i coś jeszcze jedno…zapomniałem. I było takie batony do przesuwania i jak były dwa to ten trzeci nie chciał się już ustawić na “aktywny” i to właśnie pokazuje, że czasami klienci mają takie potrzeby, których nie jesteśmy w stanie zrealizować.
Ale najważniejszą rzeczą moim zdaniem, oprócz tych technikaliów, co ja niedawno zauważyłem, to jest to, żebyśmy się spotkali z klientem i zobaczyli, czy w ogóle do siebie pasujemy. Bo już miałem masę takich doświadczeń, że realizowaliśmy jakiś projekt, a później się okazało, że my emocjonalnie żyjemy w różnych światach i to powodowało problemy z realizacją projektu. Ja też może jestem na etapie większej świadomości w tym biznesie, że jeżeli ja czuję albo klient czuje, że my się nie dogadujemy na tych pierwszych spotkaniach, to moim zdaniem…nie zawsze tak jest, pierwsze spotkanie ok, a drugie spotkanie już całkowicie inne, bo mieliśmy zły dzień, zmienia tą aurę. Ale czasami jest coś takiego, że podświadomość, czy to klientowi czy sobie, mówi, że coś ma szansę nie wyjść, to lepiej się przeprosić i powiedzieć, że nie jesteś w stanie zrealizować tego projektu i nie wchodzić, też dla dobra klienta.
T: Czy to trochę nie wynika z tego, że skoro powiedziałeś, że marka to jest kompleksowa rzecz, która wyraża organizacje i ludzi i filozofię, to czy po prostu dlatego, że ludzie czasami mają zupełnie inne wartości, zupełnie inne podejście do życia, inaczej traktują pracowników i klientów, zupełnie inaczej niż Ty, że możecie nie spotkać się w połowie drogi i nie umieć uzgodnić, jak pracować dla siebie, to może rzeczywiście tam się minąć po drodze i nie iść dalej razem, bo zbyt wiele kompromisów trzeba by było po drodze osiągnąć zawrzeć?
B: No ja jestem o tym przekonany, że kompromisy są zawsze, ale z drugiej strony pracujemy nad bardzo delikatną formą, coś co nas uosabia, zwłaszcza w kontekście takich małych firm, często ta marka jest uosobieniem szefa, głównego właściciela, właścicieli. Oni są od samego początku, są związani z tą organizacją, ale też z marką. Zmiany, które dotykają organizacji, oni będą bardzo bezpośrednio brać do siebie. Uważam, że należy w takich sytuacjach albo gdzie jest taka sytuacja, gdzie już jest duża organizacja na innym etapie, ale czujesz, że jest mocne zaangażowanie: ja to organizacja w kontekście właścicieli. To też trzeba uważać, jeżeli ty się nie dogadujesz z właścicielem czy osobą decyzyjną: szefem, działem marketingu, to może faktycznie trzeba sobie powiedzieć, że…jakby nie na siłę coś robić, bo wtedy może cała ta praca, którą będziesz wykonywał może być w pewien sposób przekłamana, bo ty będziesz chciał pójść na pewien consensus, żeby na przykład zamknąć dany temat i już się nie męczyć z danym klientem. Trochę staram się być takim rzemieślnikiem. Staram się mieć uczciwe podejście do moich klientów, chciałbym się angażować w dany projekt maksymalnie, żeby tą wartość, którą mogę wnieść, żeby on mógł czerpać z tego w najlepszy sposób, bo czuję też pewną odpowiedzialność za to za co się biorę i w tym temacie, jeśli byłbym zrażony do osoby to na pewno będzie miało to przełożenie na sposób, w jaki wykonuję swoje obowiązki, więc to jest naprawdę taka rzecz, która mi się przez lata siedziała w głowie i…
T: Dorosłeś do tego.
B: Tak. Popełniałem takie błędy, że wchodziłem w projekty, w których musiałem powiedzieć: “Nie jesteśmy w stanie współpracować” i wiecie, ileś pracy zostało wniesione: finansowo, emocjonalnie. Wiadomo, że danym klient ma swój uporządkowany sposób, ma jakieś miejsce i datę, w jakich chciałby zakończyć dany projekt. I wszelkie turbulencje nie są korzystne dla niego. Nie wnoszą tego, co chciałby, żeby tworzyło ten projekt. Więc faktycznie miałem taki etap, że dorosłem do takiej decyzji, że to jest ważne. Nawet zrobiliśmy na stronie kiedyś taką prezentację, tak trochę dla klientów, co oni powinni przeanalizować.
T: Wspomniałeś o kosztach. Ja już tu widzę trzy rodzaje kosztów, które mi przyszły do głowy: emocjonalne, to po twojej stronie, twojej ekipy, jak i po stronie klienta. Widzę też koszty czasowe i widzę też koszty finansowe. Na co trzeba być przygotowanym, kiedy się przystępuje do takiego projektu rebrandingu, bo nie mówimy dzisiaj o wystartowaniu z kompletnie nową marką, tylko o tym, że odświeżamy, że przechodzimy na inny etap? Na co trzeba być przygotowanym od strony emocji, czasu i zasobów gotówkowych, czy tych, które są na koncie?
B: Pod względem emocjonalnym należy być przygotowanym na to, że to jest proces długotrwały i prędzej czy później będą takie sytuacje, które…no mamy jakieś punkty milowe, coś trzeba było dostarczyć, coś przedłuża nam się, takie rzeczy, których nie lubimy w organizacjach.
T: Spada motywacja, kryzys.
B: Dokładnie. Nasze projekty rebrandingowe, w których uczestniczyliśmy trwały rok, czasami dłużej. Dość naturalne, że czasami są lepsze lub gorsze dni. To nie jest przygotowanie projektu ulotki czy infografiki, która nam się w ciągu tygodnia skończy i do widzenia. Więc trzeba być pod względem emocjonalnym, jeśli zespołu, w którym pracujesz lub jesteś w dziale marketingu, czy własnej firmy, że to może potrwać, jeżeli mówimy o takiej dużej organizacji. Jakby wiadomo, że w mniejszych firmach ten proces rebrandingowy trochę trwa krócej.
Pod względem finansowym…
T: Jeszcze po drodze był czas. Tu mówisz, że macie roczne projekty, a idealnie by było, żeby to się zamknęło w jakimś…?
B: Wiesz co, ja nie wiem, czy można powiedzieć, że jest jakiś idealny harmonogram realizacji. Na pewno moim zdaniem nie warto go przeciągać. W tym takim bardzo długim, jaki mieliśmy trochę taki spowodowany tym, że pośrodku były kilkumiesięczne przerwy, bo się nic nie działo, bo były projekty, które trzeba szybko zrealizować. Jakby nie od naszej strony, tylko od strony klienta, inne priorytety i gdzieś to zeszło na drugi plan. I faktycznie takie przerywanie jest bardzo dla workflow’u, całego procesu, bardzo negatywnie wpływa, bo wiadomo, że my też zapominamy, pracownicy zapominają, więc tworzą się pewne, niepotrzebne problemy, więc ja zdecydowanie we wszystkich projektach wolę robić to pod presją czasu niż nie mając żadnego harmonogramu, że pusta kartka, robimy tak, żebyśmy byli na samym końcu zadowoleni, to jest moim zdaniem bardzo słaba rzecz. I nawiązując do wcześniejszego pytania, trzeba sobie pewne rzeczy, które chcemy uzyskać od agencji, ocenić na samym początku trzeba sobie postawić, czego my chcemy i czego oczekujemy od agencji, takie pytanie sobie postawić na samym początku, bo to nam pozwala później sprawdzić to, czy dana agencja robi rebranding, czy zajmuje się projektowaniem graficznym, bo to jest ważne.
Ale wracając teraz jeszcze do tych środków. Więc emocjonalne powiedzieliśmy. Finansowy, to są aspekty tak naprawdę związane z jednej strony z tą taką pracą czysto analityczną, którą najczęściej my wykonujemy. To są najczęściej warsztaty, ilość warsztatów, które razem z klientem, z pracownikami klienta to jest jedna rzecz. Druga rzecz to są już badania czysto wizerunkowe, ale tu już naprawdę “the sky’s the limit” i możemy robić badania ogólnie masowe, gdzie pytamy, jaka jest rozpoznawalność marki naszej w kontekście do konkurencyjnej. To też jest bardzo fajna, cenna informacja, na jakim stopniu rozwoju marki jesteśmy. Ale są też takie badania fokusowe, w których gromadzimy pewną ilość osób i w danym miejscu. Później są te rzeczy związane stricte z graficzną pracą. Wcześniej jeszcze może być praca związana z tworzeniem nazwy i tworzenie nazwy może być kolejnym etapem, który może kosztować i mało i dużo, bo czasami mamy takie wytyczne, że trzeba stworzyć nazwę z domeną “com”. To jest już naprawdę poziom bardzo wysoki skomplikowania procesu, a nie mówiąc już o takim, że marka…my nie mieliśmy takiego doświadczenia, ale czasami jest tak, że klient chce, żeby marka nie miała negatywnych konotacji w dwudziestu językach na przykład. no to trzeba do tego zatrudnić dwudziestu specjalistów w danym języku, najlepiej nativów, którzy będą w stanie określić, czy dane słowo nie będzie…może nawet nie brzmieć, mamy słowo “fart” po angielsku, które w Polsce budzi uśmiech wśród Brytyjczyków, a pod Gdańskiem jest hurtownia kwiatów “Fart” albo “Dick”, więc to dość śmieszne.
T: Był kiedyś napój, który się nazywał “Black dick”.
B: No właśnie, więc dużo można wokół tego zobaczyć też, na ile jest to jest też wrażliwy temat, że faktycznie trzeba to przeanalizować, bo czasami możemy wymyślić słowo, które w ogóle nie brzmi, nie jest w danym języku, ale to jak native wypowie może spowodować jakieś konotacje ze słowem, które może być bardzo obraźliwe, więc to też trzeba przeanalizować.
Kolejny etap to są te kwestie stricte wizualne. Na rynku mamy gigantyczny rozstrzał. Są osoby, które są na innym etapie rozwoju, którym zależy na portfolio i są w stanie zrobić rzeczy za pół darmo niemalże. Są też agencje, które bardzo wysokie ceny mają, ale to też jest związane z tą wartością, jaką oni dają, że oni naprawdę sprawdzą to, że nie stworzą w ciągu pięciu godzin najprostszy pomysł i potem proszę bardzo. Że pracuje określona liczba osób, może być kilka osób, żeby nie było tego kopytka, o którym wcześniej powiedziałem. Może też być tak, że cała metodyka projektowa może być bardzo rozbudowana; najpierw zajmuje się tym jedna osoba albo tandem, później to przejmują inne osoby, żeby sprawdzić, jakie pomysły jesteśmy w stanie wygenerować, na podstawie tego, co dostaliśmy, a później na przykład wraca to do tych samych osób. Albo wprowadzamy konkurencję dwóch zespołów wewnętrznych, bo czasami konkurencja w ramach zespołów projektowych też może być takim dodatkowym impulsem, żeby stworzyć coś, co będzie unikalne, ciekawe, kreatywne. Bo wiadomo, że przy naszej pracy stricte projektowej na początku przychodzą te najprostsze pomysły, te, które już kiedyś widzieliśmy. Naprawdę uważam, że rzadko ktoś się świadomie decyduje na jakąś formę zapożyczeń czy plagiatów. Często to wynika z tego, że ileś lat temu coś widział i przypadkiem ten pomysł mu się wygenerował w trakcie pracy kreatywnej…
T: Pracowałem kiedyś w takiej firmie.
B: To jest dość częste. To też sposób sprawdzania, to, w jakich miejscach sprawdzamy. Z urzędem patentowym na ile jesteśmy w stanie i jaką w ogóle weryfikację robimy. To są takie aspekty, o które klienci nigdy nie pytają, ale się często dziwią, dlaczego logo może kosztować kilkadziesiąt tysięcy, a może też kosztować kilka tysięcy. To są jakby takie aspekty…nie da się opowiedzieć…
T: Czyli nie ma górnej granicy, bo to wszystko zależy i pewnie, gdyby jeszcze dopisać do tego stworzenie całej księgi wizualizacji, w której użycie tego logo jest na wszystkich możliwych polach? Ale minimalnie, rozumiem, że trzeba się liczyć raczej z wydatkiem, w przypadku niewielkiej firmy, jednak kilku tysięcy złotych, bo patrząc na to, że paru specjalistów musi przy tym posiedzieć, poświęcić sporo czasu, trochę emocji w to władować i podzielić się doświadczeniem to mówimy raczej o równowartości pensji jednomiesięcznej takiego dobrego specjalisty jako minimum startu tego typu projektu.
B: Myślę, że tak, bo to też jakby trzeba szukać, bo są…to nie jest tak, że osoby, które robią taniej są zdecydowanie gorsi. Często jest dużo fajnych grafików, tylko trzeba ich szukać w dobrych miejscach. Jest portal behance.net i tam…
T: Z twoim wspólnikiem się tam poznaliście.
B: Dokładnie przez ten portal, bo Jacek w dużej mierze już w trakcie studiów realizował swoje usługi projektowe już klientom. Ja raczej byłem osobą, która oferowała…raczej wykorzystywała to na potrzeby organizacji, w której działałem, bardziej pro publico bono, ale faktycznie tam się znaleźliśmy. Naprawdę to jest kopalnia talentów, więc, jeżeli jesteś małą firmą, idź tam, poszukaj, wpisz sobie: Gdańsk, Trójmiasto, zobacz sobie, kto jest fajny, z kim można się skontaktować, bo tam naprawdę są ciekawsze osoby niż na stronie typu okazje.net i tam pisze: “zlecę projekt logo za złotówkę” i faktycznie są tam osoby, które za dziesięć złotych, czy sto złotych są w stanie zrobić projekt i później jest tragedia, bo utalentowane osoby raczej w taki sposób nie szukają zleceń. One bardziej są w takich miejscach jak behance. Dlatego polecam…trzeba…to też, czego nie powiedziałem, dopasowanie agencji, czy tego teamu, który ma projektować do tego miejsca, w którym jestem. Jestem małą firmą, więc nie piszmy do firmy, która ma w realizacji jakieś znane brandy, bo wiadomo, że możliwe, że nawet nie dostaniemy oferty, bo firma nie będzie miała ochoty wysłać oferty albo…
T: Sporządzenie oferty to też jest…
B: To też jest koszt, a zwłaszcza, że przy dużych firmach to nie jest tak, że to jest szablon, w którym dajemy wycenę, tylko naprawdę trzeba szczegółowo wejść, spotkać się, poświęcić kilkanaście godzin, pojechać na drugi koniec Polski, żeby dowiedzieć się, co jest przedmiotem oferty. Taki był mój ostatnio przypadek, gdzie tak naprawdę musiałem pojechać, żeby porozmawiać z klientem, bo jakby z briefu czy z informacji, która była na stronie internetowej nie byłem w stanie przygotować tej oferty. I to jest taki koszt, wyjazd na drugi koniec Polski, co nie jest Warszawą, to już jest spory koszt. To już jest jedna osoba, która nie pracuje, czasami dwie, bo to zależy, jaka jest organizacja. Czasami jest mile widziane, żeby było więcej niż jedna osoba, bo to rzeczywiście jest fajne, żeby była osoba, która może projektowo powiedzieć i strategicznie. Ja mam takie szczęście, że wyrosłem z takiego nurtu projektowego, ale samego siebie bardziej postrzegam w kontekście strategii marketingowej i to mnie bardziej pozytywnie nakręca niż samo projektowanie. Uważam, że samo projektowanie jest ważnym aspektem, ale jednak nie jest to wszystko. Więc to są takie koszta, na które my nie patrzymy, ale naprawdę czasem takie procesy…czy nawet o księdze manualu, która gdzieś tam standaryzuje procesy. Przykład PKO.BP, tam jest księga w kilku segregatorach, kilkaset stron, bo czymś innym jest stworzenie manuala jeszcze placówek to jest taka gigantyczna praca, która jest nieporównywalna do stworzenia logo, wizytówki, czy social mediów. To jest tak, że czasami są malutkie marki, a czasami gigantyczne, no i właśnie wymagania takiej dużej firmy są całkowicie inne niż wymagania malutkiego mikro przedsiębiorcy.
T: Ja się bardzo cieszę, że to akurat ty przygotowywałeś logo Stacji Zmiana. Ono jeszcze dzisiaj jeszcze nie jest…
K: Cieszymy się.
T:…dostępne online, ale w momencie wyemitowania tego nagrania, będzie można już je zobaczyć. I faktycznie popracowałeś z nami zanim je przygotowaliście. O cenach nie będziemy rozmawiali…
B: To są takie projekty a propos zmian, które gdzieś się dokonały w moim życiu, że ja mogę sobie w mocniejszy sposób powiedzieć, z kim współpracuję i na jakich zasadach. Jeśli znam osoby, wiem, po co to robią, dlaczego, czuję też pasję, to też jest w odnajdywaniu samego siebie. To było śmieszne, że po decyzji Jacka pojechałem na pewien konkurs, gdzie zostało zadane pytanie, co bym robił, gdyby pieniądze nie były problemem. To było pytanie, nad którym nigdy w życiu się nie zastanawiałem i nagle: “kurczę, ja bym chciał coś jeszcze robić”. Ja byłem całe życie społecznikiem i gdzieś to, że mogę wesprzeć jakąś ideę, to jest dla mnie fajna rzecz, że czuję, że dzięki temu mogę pomóc w jakiś sposób to będzie miało jakieś fajne, realne wsparcie, czuję ideę to jest też bardzo ważne. To jest coś, co mi daje duże pole możliwości, że swoimi umiejętnościami mogę wspierać…jak to wiele osób zarzuca mi, że zajmuję się brandingiem, kłamstwem, że niektóre marki to takie bulshiting…
T: A public relations to jest propaganda.
B: Dokładnie. A ja uważam, że z markami to jest trochę jak z nożem kuchennym, że możemy je w pożyteczny sposób stosować do krojenia chleba i możemy nim zabić. Z markami tak jest. Przykład Amber Gold. To niestety jest przykład brandingu, wykorzystywanie pewnych symboli. Nie wiem, czy pamiętacie logo czyli góra z krzyżem. Nie może być w Polsce bardziej…i złoto i amber i gold, jakby tożsamość wizualna i cała nazwa, która wokół tego została zbudowana pokazuje, jak marka może zawładnąć pewnymi umysłami. Abstrahując już od produktu, który był bardzo atrakcyjny, ale jednak branding robił swoje i wiele osób patrząc na to myślała: “Faktycznie jest to instytucja, której mogę powierzyć swoje pieniądze”. No i powierzyliśmy i jaki jest skutek…
T: Kto powierzył, ten powierzył.
B: Ja nie powierzyłem, ale dużo ludzi, w tym profesorów…
T: Nie wiem, jak wy, ale ja nie miałem wtedy rezerw, które szukały gdzieś ulokowania, ale ładnie i płynnie przeszedłeś do momentu, w którym zacząłeś mówić o sobie, o Bartku, który też czuje potrzebę bycia społecznikiem, który też ma określone spojrzenie na świat. Ja bym się ciebie zapytał, czym się różni marka osobista od tej, o której tutaj mówiliśmy, bo jest na pewno dużo podobieństw, ale czym ona się różni? Co jest innego, kiedy jesteśmy osobą, która buduje swoją markę? Ta marka teraz bardzo mocno się przejawia przez social media. Social media dają taką platformę, na której ona podlega prezentacji i ona często mocno odbiega od rzeczywistego wizerunku osoby, którą widzą bliscy od tego, jak ona się prezentuje, jak stara się prezentować. Mógłbyś parę słów.
B: Ja mam z personal brandingiem też ten problem, bo dostrzegam to, co ty dostrzegasz, że wiele osób bardzo przekształca swój wizerunek i w bardzo aspiracyjny sposób pokazuje. A ja uważam, że zarówno w brandingu takim biznesowym, jeśli chodzi o organizację, czy produktu czy usługi powinien być ten element szczerości…
T: Spójność.
B: Tak, powinien być tym najważniejszym. Ta spójność…no kurczę, my szybko jesteśmy w stanie zauważyć pewną nieprawdziwość. Mówimy, że jesteśmy najbardziej ekologiczną marką, a okazuje się, że produkujemy to w fabryce, która nie spełnia jakichkolwiek norm. Takich przykładów jest masa i w dobie takiej transparentności kłamstwo bardzo szybko wychodzi.
Zwłaszcza w takim personal brandingu, moim zdaniem, szczerość jest clou całego twojego wizerunku, no i mam z tym problemy, że często osoby, które starają się świadomie budować swój wizerunek gdzieś tam to przekłamują. Odczuwam potrzebę, wiem, że jest to ważne, bo my jako ludzie też jesteśmy w jakiś sposób postrzegani, wokół nas też możemy stworzyć sobie…tak jak się mówi, w marce najważniejsza jest ta pierwsza cecha, która powinna być określana, np. Google to wyszukiwarka, Vizir to biel. Są takie pewne hasła-klucze, wokół których budujemy nasz wizerunek. Z markami osobistymi też tak powinno być. Jeżeli ktoś pomyśli o mnie, o Bartku Kotowiczu to fajnie, żeby on sobie pomyślał hasło rebranding albo hasło Pan Wizualny, infografiki, bo to też jest rzecz, którą oferujemy, z których jesteśmy rozpo…nie chcę powiedzieć rozpoznawalni, bo będę mówił jak moi klienci, którzy nie robią badań i czasami rzucają słowa na wiatr, ale jakiś wizerunek mamy i ja osobiście…są pewne elementy tego personal brandingu, które staram się też praktykować, ale nie mam żadnej strategii na siebie. Nie wymyśliłem i nie chcę ją wymyślać, bo odczuwam, że to powinno wychodzić z nas i mam nadzieję, że to, w jaki sposób ludzie mnie postrzegają jest w jakiś sposób spójne i wychodzi z tego, jaki faktycznie jestem…
T: Czyli masz strategię: autentyczność.
B: No tak, jeżeli to strategią można nazwać to tak. Może inaczej, dla mnie jest dość naturalne, że ja wiem, że powinienem mieć pewne zdjęcia, że te zdjęcia, które są w użytkowaniu publicznym są spójne. Nie mam własnego logotypu:Bartek Kotowicz, funkcjonuję trochę jako blog brandingowy, ale jednak naturalne jest to dla mnie, że powinienem mieć…taka podstawowa rzecz, że zdjęcia, które są takie same, zdjęcia powinny jakiś ładunek emocjonalny nieść ze sobą. Faktycznie, jak je robiłem, wiedziałem, w jakim miejscu chcę zrobić, co one powinny przedstawiać, żeby nie były zbyt sztywne, a z drugiej strony nie chciałbym też, żeby ktoś mnie postrzegał jako takiego “artystę”, bo najgorszą rzeczą jaką usłyszeć z ust klienta to “O, witamy naszych artystów”. Czuję wtedy…
T: Tego drodzy słuchacze nie mówcie.
B: Inaczej, faktycznie są studia projektowe, takie stricte graficzne, które postrzegają siebie jako artystów i są takimi osobami bardzo artystycznie podchodzącymi do sprawy i ja nie oceniam, że to jest negatywne…
K: Niektórzy klienci tego potrzebują.
B: Dokładnie, lubią nie konkretyzować, lubią taką bardziej luźną współpracę, to, co wszelka sztuka może im dostarczać i też można w taki sposób podchodzić. Ja do brandingu, czy nawet do projektowania znaku jeżeli nazwałbym to sztuką to tylko użytkową, w takich kategoriach bym to widział. Bardziej postrzegam siebie i swoją firmę jako rzemieślników, którzy wykonują pewne zlecenie, które ma nie wzbudzać…czasami emocje artystyczne też ma wzbudzać, zwłaszcza jeżeli możemy popracować nad marką galerii sztuki. Wtedy mamy większe pole do takiego self expression, do wyrażenia siebie i to jest faktycznie fajne, że czasami mamy potrzebę, żeby się wykazać, ale bardziej pracujemy w takich ramach, gdzie…ja jednak lubię pracować w ramach.
T: Bartek, jeszcze na koniec jakbyś podał jakiś przykład, który uważasz, że to jest bardzo dobry albo bardzo zły albo udanego przeprowadzonego procesu rebrandingu. Może być i spośród twoich, ale może też coś fajniejszego zobaczyłeś na zewnątrz.
K: Jakiś przykład.
B: Wśród negatywnych…ciężko mówić o negatywnym, ale był taki projekt, który się skończył, no można powiedzieć, troszkę niepowodzeniem jeśli chodzi o zmianę marki, chodziło o Uniwersytet Kalifornijski, jeśli dobrze pamiętam. To jest to a propos tego, że my utożsamiamy się z marką. Są pewne marki, które ja nazywam wrażliwymi, które mają bardzo duże grono interesariuszy, które…no często są klientami, takie uczelnie na przykład, zresztą bardzo częsty przykład wszystkich uczelni, które przeprowadzają swój proces, że studenci bardzo się…
K: Na Politechnice Gdańskiej…
B:…też była gigantyczna dyskusja. Aczkolwiek Politechnikę uważam za bardzo fajny i dobry sposób. W delikatny sposób została kontynuacja tej zmiany, ale jednak pod względem wizerunkowym to naprawdę jest niebo i ziemia. Ale faktycznie też powstały grupy, zresztą też to było w pewien czas po Uniwersytecie w Kaliforni…
K: Jan Buczkowski wykonał to.
B: Małe studia.
K: Małe studia. Tak.
B: Jedna z moich ulubionych agencji.
Ale wracając do tego Uniwersytetu Kalifornijskiego. Tam właśnie pomimo tego, że przeprowadzili ten proces angażując studentów, to jednak nie poradzili sobie totalnie z krytyką, która się wokół tego zmieniła. To, że my uwielbiamy dorysowywać i doszukiwać drugiego, trzeciego tła, czy głębszej symboliki w znaku, to jest normalne. Ale tam faktycznie to uczucie niezadowolenia było tam tak gigantyczne, że oni w końcu zrezygnowali, a to jest bardzo rzadkie, bo ja uważam, że nawet jeśli jest duża krytyka to trzeba konsekwentnie…
T: Przeczekać.
B: Przeczekać, znaleźć jednak…odpowiadać. I to też jest bardzo ważne: sam sposób prezentacji. My staramy się naszym klientom mówić, co warto zrobić. Żeby pokazywać całe tło. Jakby najgorszą rzeczą jest to, że wrzucamy na social media, wrzucamy nowe logo i pytamy się: jak ci się podoba. Sam wywołujesz dyskusję. Wiadomo, że gusta są różne. Nie powinno się rozmawiać o gustach, ale zawsze rozmawiamy i ta dyskusja ok, ale warto przedstawić, dlaczego chcieliśmy się zmienić, dlaczego ta forma graficzna, bo o tym będą ludzie mówić, dlaczego przyjęła taką formę a nie inną, skąd to wynika. Wtedy widzą większe tło, na przykład przez stronę dedykowaną rebrandingowi jednak możemy troszeczkę poznać więcej tych informacji. Jednak wydaje mi się, że nastroje…
T: Detonuje zawczasu.
B: Tak, detonuje. I też sposób zadawania pytań. Nie też, że czy nam się podoba logo, ale można opowiedzieć o tym nie mówiąc, nie zadając tego krytycznego pytania, które moim zdaniem nic nie wprowadza. Co dzięki temu się dowiemy? Po prostu niektórym się będzie podobało, a niektórym nie. Czy nam to da jakąś wartość dodaną, dzięki której możemy ocenić nasz system, który opracowaliśmy? No nie do końca. No trochę szkoda, bo ja osobiście ten znak lubiłem. Podobnie jak Politechnika Gdańska, to też było tak, że… Uczelnie mają tak, że jednak większość się pozycjonuje w taki sposób bardzo…
T, K: Konserwatywny.
B: Konserwatywny, dystyngowany, szlachetny, więc mamy bardzo często godła. Ta forma heraldyczna jest bardzo popularna, a jednak żyjemy w XXI wieku, uczelnia też jest pewnym produktem. Klienci czyli tutaj osoby, które wybierają się na studia mogą iść do prywatnej uczelni, mogą iść do państwowej. Państwowych mamy bardzo dużo, a mamy jeszcze kryzys demograficzny, więc za chwilę, a może już jest ten czas, że jest mniej chętnych niż jest miejsc na uczelniach. Więc to też są jakieś marki, które powinny w jakiś sposób, odzwierciedlający z jednej strony ich, a z drugiej strony powinny być w jakiś sposób dopasowane do młodych ludzi. Pytanie, czy heraldyczne formy to jest coś, co obecnych dziewiętnastolatków interesuje i przyciągnie uwagę. Śmiem wątpić. Raczej nie do końca, więc pytanie, co możemy zrobić, żeby nie stracić, bo to jest ważne w takich wrażliwych markach, co zrobić, żeby te osoby, które są bardzo związane z markami, a tu się okazuje, że wszystkie uczelnie…Mieliśmy Uniwersytet Mikołaja Kopernika, wcześniejsze logo też takie rozbudowane słońce gdzieś za czasów Kopernika taka rycina została w bardzo prosty sposób do kółeczka żółtego-niebieskiego zmieniona, też wzbudziło to dużo wątpliwości. Ostatnio Politechnika Warszawska.
A z udanych to jest bardzo dużo projektów i stricte wizualnych i stricte takich, które mi się podobają, bo zmieniły repozycjonowanie.
T: Czasami piszesz o jakiś projektach. Gdzie właściwie można poszerzać wiedzę na temat tego, o czym dzisiaj opowiadasz, o czym ja ciebie pytam, Kasia dopytuje? Gdzie można ciebie w sieci spotkać? Gdzie można ciebie na żywo, ewentualnie, posłuchać czy zobaczyć?
B: Najbardziej na fanpage’u: Brandingowy.pl. Tam staram się pisać i pokazywać takie fajne przykłady, coś, co mnie zaintrygowało, więc w tym miejscu staram się być dość aktywny. Jest też blog Brandingowy.pl, ale ze względu na pewne zmiany, które się dokonały w tamtym roku, on niestety został jakby trochę na drugim planie i teraz tylko, w jaki sposób zrobić to, żeby mieć czas na niego, to jest pewne wyzwanie, któremu stawiam czoła. Gdzie można mnie osobiście? Po pierwsze w Gdańsku, na Chrobrego w O TU. Zapraszam. Chętnie…
T: To jest ciekawa przestrzeń.
B: Tak, taka przestrzeń, którą w jakiś sposób obrandowaliśmy, bo też uznaliśmy, że warto, żeby to istniało w świadomości klientów. Też widzimy w tej naszej mikro skali, jak marka ma gigantyczny wpływ na to, w jaki sposób jesteśmy oceniani, właśnie w formie takiego trochę coworkingu. Staram się być na różnego typu konferencjach, warsztatach. Najbliższy warsztat, jaki będę miał, to właśnie na konferencji w Warszawie, ElementalX, jeszcze jakieś warsztaty mam zaplanowane, ale szczerze mówiąc na chwilę obecną…
T: Trzeba śledzić.
B: Tak, na Brandingowym.
Piszę też, wykładam też na uczelniach. W zasadzie na uczelni jestem zaangażowany w taki projekt: “Sztuka projektowania”, która jest właśnie taką szkołą dla osób, które chcą się dowiedzieć, jak projektować znaki od osób, które są praktykami. Zespół to są właśnie tylko takie osoby z dużym doświadczeniem, jeśli chodzi o projektowanie znaków. Ja tam osobiście staram się grafikom mówić o tych elementach strategiczno-analitycznych, w jaki sposób we własnym zakresie mogą działać, żeby wydobyć od klienta, żeby ta kreacja, którą stworzą, była faktycznie wartościowa.
T: Bardzo ci dziękujemy.
K: Bardzo dziękujemy.
B: Ja również dziękuję.
K: Jestem też ciekawa, czy nasi słuchacze może mają jakieś swoje ulubione marki albo uważają, że jakiś rebranding lub branding jest dobry lub zły, więc bardzo proszę, żebyście napisali w komentarzach. Chętnie poczytamy, zapoznamy się. Mamy też swoje ulubione marki.
B: Szkoda, że nie powiedzieliśmy jeszcze o debrandingu, bo to jest całkowicie inny temat, ale bardzo fajny trend, który we współczesnym świecie się wydarza, na naszych oczach.
T: Pewnie związany jest z minimalizmem i tymi trendami, które pojawiają się…
B: Tak.
T: Więc zapraszamy za jakiś czas na kolejny odcinek, na dogrywkę.
K: Na pewno jeszcze kilka tematów nam się urodziło, na przykład personal branding…
T: Personal branding, którego lepiej nie definiować osobno według Bartka, czyli po prostu być sobą, mówiąc krótko.
K: Dokładnie. Tego wszystkim życzymy.
Prosimy, żebyście podawali dalej, zapraszamy na naszą stronę: stacjazmiana.pl i do zobaczenia w kolejnym podcaście.
B: Dziękuję.
T: Dziękujemy.
T: W naszym cyklu: tipy, czyli różne nasze tipy, jak coś robić lepiej, jak sobie radzimy z ogarnianiem rzeczywistości to kolejna aplikacja, którą ja bym chciał polecić, czyli aplikacja “Coach me”. Ona wiąże się z produktywnością, która jest zagadnieniem potrzebnym każdemu przedsiębiorcy i każdemu twórcy, ale również każdy z nas próbuje ogarnąć wiele różnych rzeczy i osiągnąć cokolwiek. “Coach me” to jest taki wirtualny trener, który przypomina nam o rzeczach, które sobie postanowiliśmy. Ja to zacząłem używać na długo przed nowym rokiem i kilka razy dziennie przypomina mi o takich codziennych postanowieniach, na przykład, że sześć razy w tygodniu postanowiłem robić coś tam, napisać krótkie artykuły i na ogół o określonej godzinie to mi przypomina. Jest tam też trochę ludzi, którzy czasami dadzą ci lajka, że coś osiągasz albo jakaś pani wyrazi zachwyt, że przez pięćdziesiąt dni kliknąłeś, że liczysz sobie kalorie, jak ja liczę sobie kalorie w aplikacji. I aplikacja “Coach me” przypomina mi o około ósmej rano, żebym to robił. Jestem wtedy już po śniadaniu, więc łatwo mi wtedy wpisać śniadanie. Po co liczyć kalorie to może o tym kiedy indziej, ale w każdym razie to bardzo dobry sposób, żeby niekoniecznie w formie aplikacji, może w formie jakiegoś pliku, można nawet excelowski plik sobie otworzyć w komputerze, też taki mam, w którym zaznaczamy, czy w danym dniu dotrzymywaliśmy postanowień co do jedzenia, co do spania, co do ćwiczenia, co do spędzenia czasu z dzieckiem, czy przeczytaliśmy książkę dziecku, czy my przeczytaliśmy choćby dziesięć minut książkę, czy wyszliśmy na dłuższy spacer z psem czy krótszy, niezależnie od tego możemy zobaczyć, czy e wszystkie nasze zamierzenia i obietnice, czy one dadzą się zmieścić w dwudziestu czterech godzinach, bo czasami się nie dają i wtedy trzeba z czegoś zrezygnować. O wiele łatwiej, kiedy mamy to wszystko wylistowane i opisane, także “Coach me” w notatkach podlinkujemy i ja uważam, że warto tego typu aplikacje przynajmniej popróbować. Z tego, co oglądałem tam znajomych na aplikacji, to większości zapał upada dość szybko, ale kto wie może wy dacie radę dłużej.