Praca,

Z korporacji do śmieciarki – Wiola Piotrowicz

13 kwietnia 2025

Czy można radykalnie zmienić karierę? Oczywiście! Ale do tego potrzeba odwagi. Wiola Piotrowicz po wielu latach pracy jako audytorka w korporacji, przeskoczyła do śmieciarki, a następnie do cysterny.

Wiola Piotrowicz jest bardzo sympatyczną osobą i świetną rozmówczynią. W odcinku opowiada o podjęciu decyzji o zmianie zawodu oraz o procesie przygotowań do roli kierowcy. Dzieli się swoimi doświadczeniami, wyzwaniami oraz zmianą perspektywy. Podkreśla, jak ważne jest łamanie stereotypów związanych z pracą w męskim zawodzie oraz jak praca wpłynęła na jej życie i postrzeganie codziennych problemów.

Dzisiaj Wiola jeździ cysterną z paliwem lotniczym. Rozmawiamy o drodze zawodowej, o znaczeniu determinacji, odwagi oraz wsparcia w procesie zmiany kariery.

Więcej opowieści Wioli Piotrowicz możesz przeczytać tutaj: https://tiny.pl/4vnvjdph

Możesz wesprzeć mnie, jako twórczynię internetową. Postaw mi kawę:

https://buycoffee.to/stacjazmiana

Rozdziały w naszej rozmowie:

  • 00:00 – Zarobki w branży śmieciarskiej
  • 03:14 – Radykalna zmiana kariery
  • 06:08 – Decyzja o zmianie zawodu
  • 08:51 – Droga do śmieciarki
  • 12:08 – Przygotowania do nowej pracy
  • 14:58 – Pierwsze kroki w nowej roli
  • 17:11 – Pierwsze doświadczenia jako kierowca śmieciarki
  • 20:14 – Zmiana perspektywy na miasto
  • 22:56 – Łamanie stereotypów w męskim zawodzie
  • 25:33 – Refleksje na temat pracy i zarobków
  • 30:01 – Nowe wyzwania i dalsza kariera
  • 32:50 – Wybór ścieżki zawodowej
  • 35:43 – Praca w transporcie paliw
  • 38:52 – Determinacja i odwaga w zmianie
  • 40:59 – Wsparcie i odpowiedzialność
  • 43:20 – Czego nie chcę w pracy
  • 46:49 – Rozwój i nowe doświadczenia

Kilka myśli z naszej rozmowy:

Dobre życie nie polega na zarabianiu dużych pieniędzy.

Zmiana kariery wymaga odwagi.

Zaczęłam od zera, ale nie żałuję.

Praca kierowcy daje mi satysfakcję.

Nie chcę być w sytuacji, gdzie nie mogę być przy dziecku.

Zarobki nie są najważniejsze, liczy się radość z pracy.

Kobiety w zawodach męskich muszą łamać stereotypy.

Praca ta nauczyła ją pokory i cierpliwości.

Praca kierowcy wymaga dużej odporności psychicznej.

Nie chcę rozwijać się w tradycyjny sposób.

Czasami trzeba przypomnieć sobie, czego się nie chce.

Nie zawsze spotkasz się z akceptacją otoczenia.

Życie nauczyło mnie, że mogę polegać tylko na sobie.

Jak możesz słuchać podcastu?

Możesz słuchać na tym blogu.

Ale możesz też słuchać nas na dowolnym odtwarzaczu mp3. Plik powinieneś pobrać z tego bloga, albo z SoundCloud a następnie wgrać go na swój odtwarzacz.

Z wygody polecamy ostatni sposób, czyli słuchanie podcastów na swoim smartfonie. Robimy podobnie i jesteśmy zadowoleni, ponieważ ulubione podcasty można mieć ze sobą, by słuchać je w każdym miejscu i dowolnym czasie.

Śledź podcast Stacja zmiana na: iTunes | Android | SoundCloud | Twitter | Overcast |  RSS | SpotifyYouTube

Prosimy, oceń nasz podcast

Jeżeli zechcesz nam w jakiś sposób podziękować za naszą pracę, najlepszym sposobem, będzie pozostawienie opinii w iTunes.

Dzięki temu, że to zrobisz, podcast Stacja Zmiana będzie widoczny i ułatwi nam docieranie do słuchaczy.

Możesz to zrobić klikając na linka poniżej:

-> Link do podcastu w iTunes

Zapraszamy do słuchania rozmowy w YouTube – subskrybuj kanał podcastowy – YouTube

Transkrypcja:

Kasia StacjaZmiana (00:00.43)

Czy to prawda, że śmieciarze dużo zarabiają? Powiedz mi to szczerze zaraz.

Wiola:

Oj, to myślę, że odpowiem w ten sposób, że dużo to chyba pojęcie względne. I dla jednych to będzie dużo, dla innych to będzie mało. Wszystko naprawdę kwestia perspektywy. Mogę powiedzieć, że na pewno jest to praca, która da bardzo wiele satysfakcji. I tak jak było w moim przypadku, ten aspekt finansowy zszedł kompletnie na drugie miejsce.

To nie miało naprawdę znaczenia czy będę zarabiać, nie wiem, 5 tysięcy, 8 czy 4. Natomiast mi ta pensja całkowicie wystarczała i codzienne przygody wynagradzały mi ewentualnie poczucie, że może mogło być więcej.

Kasia StacjaZmiana (00:47.726)

Dzień dobry, jesteśmy na stacji zmiana. Jest to podcast o tym, że coś się kończy, a coś się zaczyna, a na pewno się zmienia. Tutaj Kasia Michałowska wraz z Wiołą Piotrowicz, która jest kierowczynią. Dzień dobry, Wiolu!

Wioła:

Dzień dobry, witam.

Kasia:

Dzisiaj będziemy rozmawiały o radykalnej zmianie, tak mogę powiedzieć o tym, że nagle można dojść do wniosku, że można zupełnie zmienić swój zawód, zupełnie zacząć czymś innym się zajmować i właściwie to może przynieść człowiekowi radość, satysfakcję i taką naprawdę bardzo pozytywną zmianę. Dzisiaj będziemy o tym rozmawiały. Bo Viola jest bardzo pozytywną osobą i mam nadzieję, że w Akademii Dobrego Humoru się znajdziecie. Zapraszamy do słuchania.

Wiola (01:39.054)

Dużo to chyba pojęcie względne. I dla jednych to będzie dużo, dla innych to będzie mało. Mogę powiedzieć, że na pewno jest to praca, która da bardzo wiele satysfakcji. I tak jak było w moim przypadku, ten aspekt finansowy zszedł kompletnie na drugie miejsce.

To nie miało naprawdę znaczenia czy będę zarabiać, nie wiem, 5 tysięcy 8 czy 4. Natomiast mi ta pensja całkowicie wystarczała i codzienne przygody wynagradzały mi ewentualnie poczucie, że może mogło być więcej.

Kasia:

Ogólnie mówi się o tym, że takie dobre życie…

Dobre życie nie polega na tym, zarabiać bardzo dużo pieniędzy, tylko żeby mieć wystarczającą wypłatę. Bo jeżeli się jest też poniżej pod kreską, to można się bardzo obsmucić, bo to są duże problemy, żeby zamknąć budżet itd. Ale jeżeli to jest na jakimś poziomie średniej…

To jest to wystarczające i człowiek ma taką swoją wystarczającą radość.

Wiola:

To odpowiem wystarczająco. Niechaj to będzie odpowiedź wystarczająco.

Kasia

No Fajnie. No zaczęłyśmy od tego ze względu na to, że zdecydowałaś się w pewnym momencie swojego życia, żeby totalnie zmienić swój zawód, czyli zdecydowałaś się na to, żeby się przesiąść z korporacji do śmieciarki. Co właśnie jest ciekawe bardzo, zwłaszcza, że jesteś kobietą też. To już ogóle takie i złamanie stereotypu, i ogóle podejście inne do rzeczywistości i pracy. Wielu, powiedz nam jak ty się w korporacji znalazłaś? Gdzie ty pracowałaś? Jaka korporacja cię tak wykopała?

Wiola:

Wiecie co, to zawsze jest jakiś proces. Pracowałam, tak jak większość wielu z nas, wiele lat w korpo takim czy innym. Tym ostatnim spędziłam 11 lat swojego życia. Myślę, tak, że nie jest to krótki czasokres, z czego ostatnie 8 lat byłam audytorem wewnętrznym. Taka praca wdzięczna czy niewdzięczna na pewno nie łatwa, tak jak każdy swoją, jak to mówię może krótko, ale to powiem, każdy swoją kulkę gnoju toczy przez to życie. Tak po prostu jest. I dla mnie takim momentem przełomowym to był ten ostatni rok. Wiadomo, że zawsze zmiana to jest jakiś proces, nigdy nie jest, nie odbywa się przynajmniej tak z mojego doświadczenia życiowego wynika nigdy nie odbywa się na pstryknięcie palcami. O, to dzisiaj sobie zrobię to albo będę sobie tym kimś tam. To tak nie było. To gdzieś tam kiełkowało w głowie. Gdzieś szukałam jakiegoś pomysłu na siebie. Natomiast ten ostatni rok, jak tak wspomniałam, był dla mnie trudny prywatnie dosyć. Moi rodzice kilka miesięcy wcześniej ulegli bardzo poważnemu, wypadkowi samochodowemu. Prawie mama wówczas straciła życie, ale szczęśliwie.

A drugim takim momentem przełomowym była moja córka, która też miała kłopoty zdrowotne i trafiła po prostu do szpitala. I dowiedziałam się o tym, że trafiła do szpitala będąc w podróży służbowej, będąc kilkaset kilometrów od domu i dotknęła mnie wtedy taka straszliwa bezsilność. Złość, bezsilność, żal, wszystkie takie matczyny, człowiecze emocje.

To jest chyba ten punkt, gdzie pomyślałam, że nie chcę nigdy więcej być w takiej sytuacji. Że jestem daleko, że mnie nie ma, że omija mnie coś bardzo ważnego, istotnego wtedy, kiedy jestem potrzebna tu na miejscu. A moja wcześniejsza praca, audytora, wiązała się z podróżami służbowymi. Mnie praktycznie kilka dni w tygodniu, trzy, cztery dni nie było, bo miałam audyty po całym kraju. Znaczy jakieś tam części, którą byłam odpowiedzialną, ale generalnie dużo czasu, jak ktoś się zawsze śmiał, dla mnie hotel kojarzy się z pracą, jakkolwiek to brzmi. I przyszła jesień, listopad 2023. Jakieś kolejne zmiany w firmie, jakieś kolejne projekty. Kurczę chyba, chyba już nie chcę.

Chyba już mam trochę dosyć… Pod korek. Też młoda, która gdzieś wymagała mojej uwagi bycia przy niej. No i pewnego dnia rozstałam się po prostu z firmą.

Kasia:

A jak to zrobiłaś? Czy to było tak nagle?

Wiola:

Posiedzieliśmy, pogadaliśmy. i żeśmy się tam sobie podziękowaliśmy. Dostałam jeszcze samochód służbowy na kilka miesięcy do dyspozycji, żebym się tam jakoś urządzić, tak powiem. Wróciłam do domu i powiedziała mu, o tej zamiar masz bezrobotną matkę. I co teraz? Mówię, nie wiem, zobaczymy. Nie mam pojęcia, co będzie. No jakoś to będzie. Spanikowałam, ja nie powiem, to tak się wszystko odwiedzi.

Kasia:

Powiedz z Wiolu, ile lat pracowałaś tak na takiej pensji, że miałaś pewną, stabilną sytuację i tutaj mówisz, o, jestem bezrobotna. Ile to było lat do tyłu?

Wiola:

Osiem.

Kasia:

Osiem lat. I po tych ośmiu latach mówisz, nagle jestem bezrobotna.

Wiola:

Sama staram się to jeszcze po tym czasie trochę sobie wszystko poukładać, uzmysłowić, ale z perspektywy czasu czy żałuję? Nie, nie, nie, zupełnie nie. Natomiast na pewno to co mogę powiedzieć, to wymaga to na pewno dużej odwagi. Ja jestem sama, nie mam męża, nie mam drugiej pensji. Właśnie, czyli jesteś sama z dzieckiem, musisz utrzymać was dwie.

Kasia:

No to teraz jakie uczucia masz?

Wiola:

Bardzo mieszane. Jesteś bezrobotna. Bardzo mieszane. No odpowiem, bo pewnie to pytanie też się ci się nasuwa. Tak, miałam poduszkę finansową, więc to nie było tak, że odchodzę żyjąc miesiąca na miesiąc. Więc wiedziałam też, że mogę sobie to finansowo po prostu na ten moment pozwolić, że przez jakiś czas ja przetrwam. Wyżywię siebie i córkę, podołam, i że przez ten czas coś znajdę innego. Więc zaczęło się takie w głowie poszukiwanie, oczywiście nerwowe, przeglądanie sieci wszelkich portali o pracę, tam ten rynek ma do zaoferowania, co tam jest. Ale szukałam nie tego, co robiłam. I gdzieś bardzo dużą mi wpadła ofert kierowca.

Kierowca, kierowca ciężarówki, kierowca betoniarki, szambiarki, masa ofert. zasypały mnie i zaczęłam patrzeć kierowca międzynarodowy.

Generalnie bardzo lubię jeździć. Taka praca audytora w ruchu bardzo mi odpowiadała. To, że ja gdzieś trochę jestem w drodze, potem sobie gdzieś tam jadę, to absolutnie się tu spełniałam.

Natomiast tym elementem, który na ten moment potrzebowałam wyeliminować, była nieobecność.

Potrzebowałam być w domu, przynajmniej przez jakiś na razie czas. Jak to ja? Patrzyłam na te oferty kierowców, zaczęłam sobie czytać jakieś artykuły, że to jest taki deficytowy zawód, że brakuje już tysięcy tych kierowców. W zasadzie to można zacząć zaraz, już teraz, tu, natychmiast. No dobra, chodziło mi po głowie, to było już wcześniej. Dobra, to może bym sobie zrobiła prawo jazdy na ciężarówki. Ale to było takie, wiecie, takie w ogóle od czachy, nie wiem, coś na zasadzie, chciałbym na kajcie polatać. No to ja bym sobie chciała pojeździć po prostu Jelczem.

Mam już prawo jazdy na motocykl. No to dobrze, mam teraz trochę czasu, mam trochę kasy. No to może to jest ten moment. No, bo co ja w zasadzie lubię robić? No ja lubię jeździć.

Co ja najbardziej lubiłam z tej mojej pracy? Tę podróż do miejsca, które miałam audytować. Czyli, wiadomo, jak audyt to audyt. Zrobione, odhaczone, błędy wyliczone i tak dalej, nie? Poszło. Ale ta jazda, jak sobie jeździła, jechaliśmy do Augustowa, czy odwiedzałam jakieś takie miejsce typu Stepnica gdzieś w Zachodnie Pomorskie nad Zalewem Szczecińskim, bo sobie wynajmowałam takie wiecie już z czasem takie miejscówki. Skitrane, nie gdzieś hotel w centrum miasta, tylko takie jakieś pensjonaty gdzieś na uboczu, takie prełki.

To było to, co mi sprawiało przez ostatnie lata taką absolutnie największą frajdę. I wiem, że ja w sumie, jak zostanę tym kierowcą, to ja eliminuję tą całą otoczkę raportów, laptopów, tych spotkań, skypów, teamsów, które muszę odbywać i tłumaczenia zarządowi dlaczego poszło tak, a nie inaczej albo co poszło nie tak, co znowu się nie udało, jak możemy temu zapobiec.

Więc to ja w zasadzie tylko będę jechać. Ja zostawię to całe myślenie innym, to planowanie, zarządzanie, podejmowanie decyzji. będę tylko tym „fizolem”, który ma wsiąść, odpalić po prostu maszynę i tam gdzieś zawieźć ogórki czy inne koncentraty pomidorowe.

Tak to sobie wyobrażałam wtedy. Więc niewiele się zastanawiając (był to początek grudnia na 23), zadzwoniłam do jakiejś szkoły jazdy. No, że ja to chcę jeździć ciężarówką i chcę jeździć po prostu. A pani w tym telefonie: Ale ma pani kategorię C? – Nie, nie mam. – A E pani ma? – Nie, nie mam. – A ma pani kartę kierowcy? – Nie, nie mam. Nic nie mam. Takie było moje pojęcie, co ja w zasadzie potrzebuję do wykonywania tej pracy. Tak. Ja zasadzie nic nie miałam.

Zaczęłam zupełnie od zera, czyli jakieś badania, psychotesty i tak dalej. Aż w końcu zasiadłam za kierownicą.

Kasia:

A powiedz, ile to kosztuje, żeby zrobić coś takiego?

Wiola:

Wszystko, ja wtedy zrobiłam, to podaje ceny na grudzień 2023. 10 tysięcy. 10 tysięcy. 9600 mi zaszło z karty, jeśli chodzi o kurs CE, ten łączony, żeby móc jeździć TiRem.

No i do tego 450 złotych to były badania. Oczywiście, można było się ubiegać o dofinansowanie z Unii Europejskiej. Tak, nawet mi poradzono, że może bym mogła coś takiego zdobyć, no więc poszłam do urzędu pracy w Gdyni. Zapytać się jak to jest takim dofinansowaniem. No i pani do mnie mówi, że to jest taki paragraf 22.

Pani nam mówi tak, że owszem, oni mogą mi to zasponsorować, ale jak będę miała promesę zatrudnienia jako kierowca, chociaż nie mam żadnych uprawnień, nie mam żadnego prawa jazdy, to już jakaś firma musi mówić, że mnie zatrudni. I wtedy mogę się zapisać na prawo jazdy. Dla mnie paragraf 22. Będzie trochę ciężko.

Ja więc pomyślałam sobie, no dobra, a nawet jeżeli, mówię, zdobędę, no to co? No to mamy najbliższe terminy grudzień 2024.

Zaznaczam rok później. No to tyle czasu nie mam, więc pojechałam do szkoły jazdy, zapłaciłam tę dychę i niech się toczy. No i tak to się zaczęło.

Kasia:

Czy trudno zdać taki egzamin? Tak. Czy musiałaś zdawać egzamin, który miał jeszcze przyczepkę?

Wiola:

Trzeba zdać dwa egzaminy. Bo jeden jest egzamin na kategorię C, którą można jeździć na śmieciarce. Jeśli właśnie można jeździć tą śmieciarą, to C samo wystarczy. To bez tej przyczepki się zdaje egzamin. Natomiast, żeby jeździć już, tak jak teraz na przykład jeżdżę autocysterną, no to muszę mieć już C plus E. Czyli zdaję drugi egzamin i wtedy już zdaję z przyczepą.

Kasia:

No i wsiadłaś do tego Tira?

Wiola:

Do Tira jeszcze nie wsiadłam, ale podczas tego kursu poznałam jednego z panów instruktorów, który właśnie jeździł śmieciarką. Miał dwie prace, jedną w jednej po południu był instruktorem, a rano jeździł śmieciarką. I on mi trochę tam opowiadał, taka spoko robota, tam sobie idzie rano, jeździ, idzie tam.

Kończy 12, 13 i fajrant. Słuchałam i tak kiełkowało coś, kiełkowało. Kurczę, taka śmieciarka. Takie może możliwości. Dziecięce marzenie. Dzieci kochają śmieci, ale wszyscy kochają.

Kasia:

Ojejka, każde dziecko cię podziwia.

Wiola:

A potem jeszcze sobie zaczęłam nadawać 2 do 2, no bo jednak umysłu analitycznego nie wyłączysz tak zupełnie. Ale dobra, mieszkam w Rumie gdzie jest zakład usług komunalnych. Do pracy mam półtora kilometra.

Nigdy w życiu nie miałam tak. Nie miałabym tak blisko do pracy, że ja w ciągu pięciu minut jestem w robocie. Moment. I po pracy też nie wracam w korkach, tylko jestem w domu.

I to wtedy jakoś zaczęłam romantyzować. po prostu odprowadzałam wzrokiem każdą śmieciarkę, przejeżdżającą pod moim blokiem, ale tak patrzyłam, Boże jakie to wielkie. Jak w ogóle na tym się jeździ? Jak ja tam zaparkuję?

Ale jednak, no śmieciarka, no śmieciarka. No i wypatrywałam ogłoszenia. Już zdałam to C w końcu. Za trzecim razem, podkreślam. Nie będę się tego wstydzić. Za pierwszym razem zjadła mnie trema, za drugim razem popełniłam głupi błąd, ale za trzecim w końcu zdałam.

Więc jak już znałam to C, zaczęłam śledzić intensywnie ogłoszenia o pracę kierowców, ale tak różnie tam z tym było. Nie wszystkie te ogłoszenia spełniały moje kryteria i też fizycznie bym po prostu nie podołała. Nie oszukujmy się. Jakieś załadunki, nie wiem, obsługa paleciaka. Są dla mnie jakieś też tematy odległe bardzo.

Aż koleżanka mi powiedziała, że słuchaj, wiesz, mój mąż tam szukał pracy gdzieś tam, a PUK Rumia szuka kierowcy. Czyli przed nią komunalny RUMIA, czyli śmieciarki. Naprawdę? Tym bardziej, że ogóle takiej mity urosły, bo jechałam parę dni wcześniej z taksówką i pan taksówkarz do mnie mówi, że w PUKu (Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych) to tylko po znajomości, to dziedziczne stanowiska. Aha. ha, to już słabo, nie? Wymyśliłam sobie nierealną pracę. Nie mam pleców w PUKu.

Kilka innych CV wysłałam, ale bez sukcesu. Nikt do mnie nie dzwonił.

Aż tu nagle, jak wysłałam te kilka ofert, w tym do PUKu, odezwał się pierwszy telefon.

Dzwonił do mnie pan.

I rozmowa tak wyglądała: – Dzień dobry. – Dzień dobry. – Dostaliśmy pani CV na kierowcę, ale to na pewno pomyłka. Więc mówię, – nie sądzę, dlaczego pan tak uważa? –  No, bo tak patrzę w to pani CV, to nie wygląda, że pani szuka pracy kierowcy. Nawet pani CV pokazałem mojej żonie, ale ona stwierdziła, że skoro pani przysłała, no to żeby zadzwonił do kobiety. No to zadzwonię do pani, nie? – No nie, nie, to absolutnie nie jest pomyłka. Naprawdę szukam takiej pracy.

No i zaczęła się nasza jakaś tam rozmowa z panem. I pan do mnie mówi – Tak, wie pani, to jest ciężka robota. Pani się nadżwiga. Nie, to tak powiem pani, uczciwie, że to nie bardzo. Ja bym panią zatrudnił, naprawdę, ale umęczy się pani. Ale tak, gdy zaczynam myśleć, wie pani co?, w sumie to ja i tak planowałem wstawić kolejne gdzieś tam auto. Ja bym pani ułożył taką trasę, żeby pani nie dźwigała. I tak jakoś pani by sobie przyszła, to pani by zobaczyła, czy pani to pasuje. – No wie Pan, proszę tak do mnie mówić. O to chodzi. O to chodzi, mówię, super.

No i tak żeśmy się umówili, że w przyszłym tygodniu przyjdę na pierwszy dzień próby.

I tego samego dnia, jak to zwykle bywa, propozycje chodzą parami, zadzwoniła do PUK Rumia. i czy tam następny dzień jakoś to było. No i ten PUK Rumia do mnie dzwoni, zaprasza mnie na rozmowę. Słuchajcie, jaka ja byłam podjarana. Ja się tak nie cieszyłam, chyba nigdy w życiu żadną rozmową, że pójdę na rozmowę na kierowcę śmieciarki. Naprawdę.

Nastąpił dzień rozmowy o pracę w PUKu. Żeby dodać sobie animuszu doświadczenie przecież zerowe na stanowisku kierowcy.

Pojechałam motocyklem, ubrałam taką skórę czarną z góry na dół i wziąłem kask pod pachę, żeby tak wejść jako taka „motorówa”. Plus pięć do prestiżu. I proszę niech pani wejdzie. Ale czy pani jest na pewno świadoma, jaką pracę będzie pani wykonywać? No, czy jestem tak do końca świadoma, to nie wiem. Ale na pewno chcę. No więc pan prezes nie przedłużając stwierdził, żeby może nie uciekła. Tak popatrzy na ten kask: – Ja widzę, że pani to wszystkim jeździ. Poradzi sobie pani. No dobra!, tak jak pani chce, to witamy! No i tak to się zaczęła moja przygoda śmieciarkowa.

No i jeszcze tylko kończąc wątek tam tego pana, który tak bardzo chciał dać mi szansę.

Odzwoniłam do niego oczywiście i powiedziałem, że dostałam pracę na śmieciarce i słyszę w telefonie, ooo!, ja też zaczynałam od śmieciarki. To od razu pani powiem: – Wszystkie zakazy nie są dla pani, wjeżdża pani wszędzie, parkuje wszędzie, proszę zapamiętać! A jak się pani znudzi śmieciarka, to zapraszam do mnie.

Tak to wyglądało.

Kasia:

Okej, no i powiedz, jak wyglądała twoja pierwsza trasa śmieciarkowa? Czy przytarłaś jakiś samochód, który był zaparkowany niewłaściwie? Bo zazwyczaj to jest dla mnie niesamowite umiejętności kierowców śmieciarek, bo przecież wjeżdżają w tak wąskie uliczki i zaparkowanymi samochodami i czy ty miałaś takie… Oczywiście. Oczywiście, to nie wiem czy… Przytarłaś, przytarłaś?

Wiola:

Pierwszego dnia nie!

Pierwszego dnia wróciłam z tarczą, ale byłam tak upocona. O ja pierniczę!, dopiero do mnie dotarło co ja w sumie zrobiłam. Tym bardziej, że wysłano mnie w ścisłe centrum Gdyni. Nie żadne boczne uliczki jakieś tam spokojne, tylko absolutnie Świętojańska, 10 lutego wszędzie, wszędzie.

Tam, jest naprawdę ruch przeogromny, wzrastający z każdą godziną, bo wyjeżdżaliśmy z bazy 5:36 rano, już byliśmy na rejonie.

Pierwszy mój dzień to były śmieci bio, tak?

Kasia:

Nie, a miałeś maseczkę?

Wiola:

Dało radę, aczkolwiek już pod koniec dnia faktycznie tak, już troszkę taka aromatoterapia w kabinie, w kabinie, ale niewielka była. Ale jakoś tam dawaliśmy radę. Nie, no przytrzeć tego dnia, nie przetarłam, byłam nawet z siebie dumna, że wjechałam w każdą bramę, tam gdzie miałam wjechać.

Jakoś poszło, bez strat, wiadomo, później gdzieś tam się nie obyło, niestety. Co tu dużo mówić? To jest wpisane chyba w krajobraz, niestety, pracy. Zwłaszcza początkującego kierowcy.

Kasia:

Ok, czyli zobaczyłaś miasto, duże miasto Gdynia i różne miejsca zupełnie od innej strony. Od strony detektywa.

Wiola:

Oj tak, to w ogóle to są dwa oblicza miasta. To jest to, co mnie uderzyło w zasadzie od początku.

Jak bardzo zmienia się perspektywa i postrzeganie Gdyni, w której się urodziłam i wychowałam. Jak ją zobaczyłam z kabiny śmieciarki, od strony śmietnika. Ja się śmieję, że tutaj pani, laptopik, biuro i służbowy samochodzik, wszystko czyściutkie, zawsze wysprzątane, a tutaj nagle po śmietnikach chodzę. Grzebię w śmietniku, znaczy grzebię?, no grzebię. Bo pomagam chłopakom. Nauczyłam się opróżniać kubeł na śmieci, zawiesić na widłach, obsługiwać ten cały mechanizm.

Ja jako kierowca z kabiny miałam swoje centrum dowodzenia, gdzie tam naciskam guziki, a tam kible się opróżniają.

(ciąg dalszy nastąpi, a teraz sobie posłuchaj)

Scroll to top