Praca,
Psychologia,
Społeczeństwo,

Za co jestem odpowiedzialny? – Roman Warkocz opowiada o facylitacji i Open Space

31 lipca 2017

W rozwoju mogą pomóc nam mentorzy, trenerzy, motywatorzy, coache, terapeuci, tutorzy, ale również facylitatorzy. Który z nich i w jakim zakresie, jakie są różnice w podejściu do klienta. Czym jest na tym tle facylitacja i dlaczego należy na to narzędzie spojrzeć z zupełnie nowej perspektywy, jakich nawyków się wystrzegać i co jest krwią, która karmi brak odpowiedzialności. Dlaczego odpowiedzialność trenera może zmęczyć i w czym może pomóc facylitator? O tym rozmawiamy z Romanem Warkoczem, który pochodzi ze Śląska, jest facylitatorem, trenerem i konsultantem HR. Od 12 lat współpracuje z biznesem i 3 sektorem. W ramach działalności stowarzyszenia „Narzędziownia” wielką frajdę sprawia mu współorganizowanie przestrzeni dla rozwoju tych, którzy pracują z ludźmi. Jego ostatnim “dzieckiem” są „Ogrody przedsiębiorczości” – miejsce współpracy między biznesem, 3 sektorem, urzędami, uczelniami i środowiskiem startupowym.

Roman Warkocz mówi, że odpowiedzialnością facylitatora nie jest to by ludzie czegoś się nauczyli lub pomoc w rozwoju klienta, ale punkt skupienia jest skierowany na osiągnięcie określonych celów. Facylitator stwarza warunki, gdzie ludzie wezmą odpowiedzialność za swoje działania.
Tłumaczy również czym są open space. I o tym, że innowacyjność nie jest wynalazczością.

4 zasady Open Space i jedna prawda:
1. Wszyscy, którzy tu są, to właściwi ludzie
2. Wszystko co się wydarzyło, jest to wszystko co mogło się stać
3. Wszystko się zaczyna, kiedy czas dojrzeje
4. Co jest skończone, jest skończone, co nie jest skończone, nadal trwa
Prawo dwóch stóp – dwie stopy dajemy tam, gdzie chcemy wziąć odpowiedzialność

Opis Open Space Technology: http://bit.ly/2v9le64
Po polsku do pobrania materiały można znaleźć tu http://www.openspace.pl/metoda
A tu znajduje się dość ciekawy wywiad opisujący metodę http://bit.ly/2tV92WV

Roman Warkocz jest współinicjatorem Ogrodów przedsiębiorczości (Śląsk): http://www.ogrodyprzedsiebiorczosci.pl/

Stowarzyszenie Narzędziownia: http://narzedziownia.org.pl/

Antykonferencja – Unconference, to często synonim spotkania w technologii Open Space: http://bit.ly/2uaCu6I

Wspominamy o metodologii World Cafe – w linku znajdziecie cechy charakterystyczne: http://bit.ly/2tPI7HS

Roman wspominał o różnych rolach rozwojowych, takich jak coach, mentor, tutor, mówca motywacyjny. Wydaje się, że w tym linku można znaleźć jasny opis tych ról: http://bit.ly/2wc5sEA

A tu bardziej skupia się na płynności tych ról http://bit.ly/2uP6aYL

Jak możesz słuchać podcastu?

Możesz słuchać na tym blogu.

Ale możesz też słuchać nas na dowolnym odtwarzaczu mp3. Plik powinieneś pobrać z tego bloga, a następnie wgrać go na swój odtwarzacz.

Z wygody polecamy ostatni sposób, czyli słuchanie podcastów na swoim smartfonie. Robimy podobnie i jesteśmy zadowoleni, ponieważ ulubione podcasty można mieć ze sobą, by słuchać je w każdym miejscu i dowolnym czasie.

Śledź podcast Stacja zmiana na: iTunes | Android | SoundCloud | Twitter | Overcast |  RSS | Spotify  | YouTube

Prosimy, oceń nasz podcast

Jeżeli zechcesz nam w jakiś sposób podziękować za naszą pracę, najlepszym sposobem, będzie pozostawienie opinii w iTunes.

Dzięki temu, że to zrobisz, podcast Stacja Zmiana będzie widoczny i ułatwi nam docieranie do słuchaczy.

Możesz to zrobić klikając na linka poniżej:

-> Link do podcastu w iTunes

Transkrypcja

Katarzyna: Jesteśmy na Stacji Zmiana. Wita was Katarzyna Michałowska…

Tomasz: …Tomasz Nadolny i nasz gość…

Roman: …Roman Warkocz.

K: Słuchajcie, lato w pełni, jesteśmy w Gdańsku, Roman jest ze Śląska i spotykamy się w przepięknej scenerii morskiej, ponieważ Roman przyjechał tutaj na wakacje i my go złapaliśmy, żeby z nim porozmawiać dzisiaj.
Jak tam Roman lato? Czy trochę odpocząłeś?

R: Nawet bardzo. Zawsze odpoczywam tutaj u was. Już trzeci tydzień wakacji, niestety w sobotę się kończą, ale myślę, że z każdym dniem coraz bliżej będzie do następnych wakacji, więc już się cieszę.

K: Czyli stopa w morzu zamoczona, rozumiem?

R: Tak, do kolan.

K: Mam nadzieję, że do soboty się uda głębiej wejść.
Słuchajcie, Roman jest facylitatorem. Dobrze wymawiam tę nazwę? Bo jest bardzo skomplikowana.

R: Bardzo skomplikowana, tak jak rola i to jest trudne słowo, bardzo trudne zadanie, ale daję radę.

K: Możesz przybliżyć naszym słuchaczom, czym ty się zajmujesz? Jakie są twoje punkty skupienia? Gdzie jesteś zaangażowany?

R: Z doświadczenia, żeby powiedzieć ogólnie, jestem rozwojowcem i myślę, że w różnych rolach byłem. Ta rola facylitatora pojawiła się parę lat temu, też zauważam, że coraz więcej jest facylitatorów na rynku, mimo że to trudne słowo i bardzo trudne zadanie, bardzo trudna rola. Zaczynałem jako HR-owiec i jestem nim z zawodu. W czasie pracy jako HR-owiec, kadrowiec też zacząłem szkolić, prowadzić krótkie szkolenia i na swojej drodze, kiedy gdzieś już chciałem odpocząć od etatu, pojawiło się takie stowarzyszenie i spotkanie organizowane przez to stowarzyszenie “Stowarzyszenie Narzędziownia”, właśnie dla rozwojowców. No i tam zacząłem pobierać takie szlify związane z trenerstwem. Okazało się, że nawet dobrze daję radę. Ale myślę, że to, co było najważniejsze, to właśnie otwartość tej grupy, Narzędziowców. Spotkania narzędziowe polegają na tym, że przyjeżdżają różnego rodzaju rozwojowcy, bo tutaj mamy bez liku ról, czyli mamy: trenerów, coachów, mentorów, teraz ostatnio tutorzy się pojawili, chociaż oczywiście to też nie jest nowa rola, są konsultanci, więc naprawdę tych ról dużo. I myślę, że to, co dla mnie było najważniejsze, to ta otwartość, czyli takie zaproszenie, że jeżeli chcesz, to bądź, podziel się tym, co masz, dostaniesz informację zwrotną. Sam możesz też dawać informację innym. W sumie tyle ile dasz, jest szansa, że tyle weźmiesz od pozostałych osób. To było bardziej z poziomu zawodowego, z tej roli trenera. Ale też pojawiła się tam taka rola organizowania tej społeczności, przyłączenia się do organizowania tych spotkań. Od razu poczułem zew i przyłączyłem się i już od piątego spotkania narzędziowców byłem zaangażowany w większość spotkań. Tam po raz pierwszy pojawia się dla mnie ten motyw odpowiedzialności, że jeżeli tą odpowiedzialność weźmie się samemu to ludzie w pewien sposób ją oddają. Myślę, że ten temat odpowiedzialności wracał na wielu spotkaniach naszych, trenerskich, bo nie tylko zajmowaliśmy się tam narzędziami, których używa się na sali, ale też rozmowami na temat branży, na temat roli, granic tych ról. I ten temat za co się odpowiada będąc w różnych tych rolach rozwojowych i w jakim stopniu się odpowiada za rozwój uczestników i za efekty szkoleń, jest to temat, który wraca. I wracając do tej roli facylitatora. Myślę, że ona też pojawiała się, ponieważ już długo byłem na tej sali szkoleniowej, już też trochę byłem zmęczony tą odpowiedzialnością trenera, tą rolą trenera, gdzie ta odpowiedzialność jest taka, mam czasem wrażenie, że bardziej na wyrost i że uczestnicy też wierzą, że ta odpowiedzialność jest większa i trenerzy też wierzą, że jest większa niż jest w rzeczywistości. To w tej roli facylitatora jest bardzo jasna granica, bardzo mało rozwoju. Tam osiąga się pewne cele. I też odpowiedzialnością facylitatora nie jest to, żeby ludzie się rozwinęli, nauczyli czegoś nowego, bo bardzo często oni już, mówiąc na wyrost, wszystko potrafią, są już przeszkoleni na wiele, wiele sposobów, też mają własne doświadczenie, umiejętności, kompetencje, które są bardzo duże. Tam duży nacisk jest na rezultat. Też coś się traci, bo w roli trenera jest się ekspertem, tą taką gadającą głową, która wie wszystko, która zna te tajne cztery punkty, które sprawią, że tutaj będzie eksplozja rozwoju, aktywności i wszystko się zmieni na lepsze. To jednak tutaj nie ma tych obietnic, nie jest się ekspertem, który wie wszystko. Ale myślę, że też jest duża satysfakcja, że bardzo szybko widać rezultaty pracy, bo czasami już po takiej sesji, jeżeli jest plan działania, jest jasno określony cel, co grupa ma osiągnąć, to jest duża szansa, że to osiągnie. Jak tego nie osiąga, to też można się zastanowić, co sprawia, że tak się dzieje, więc mam wrażenie, że tutaj bardzo ważne jest to przejście między tymi rolami.

T: Poczekaj Roman, bo tak mi się wydaje, że milcząco zakładamy, że wszyscy słuchający nas dokładnie wiedzą, że jesteśmy w jakimś procesie, w którym są jakieś role.
A wydaje mi się, że nie. Że musielibyśmy założyć, że trzeba naszym słuchaczom opowiedzieć, o jaki w ogóle proces chodzi. Wiemy, że dotyczy osoby ludzkiej, bo to dało się tu usłyszeć. Ale powiedz mi dokładnie, w czym ty facylitujesz?

R: Pracuję z biznesem, pracuję z trzecim sektorem, bo tam też po Narzędziowni były dużo ludzi, którzy pracowali w różnych fundacjach. Pracuję też z administracją i pracuję też z uczelniami. Więc tutaj mamy takie cztery obszary. Myślę, że to moje nawiązanie do tych ról też ma tutaj znaczenie pod takim kątem, że ostatnio dużo mówi się o rozwoju i czasami też mam wrażenie, że coraz gorzej. Pojawiają się grupy typu: “Zdelegalizować coaching”, zdelegalizować jeszcze coś innego, więc te działania rozwojowe też mają różną renomę i to, co dla mnie jest ważne, że jest dużo osób, które działają profesjonalnie na tym rynku. Jest dużo osób, które właśnie zastanawiają się, z czym to się wiąże. Tych ról jest trochę, ale myślę, że można tutaj zrobić analogię do rynku IT. Tam też mamy bardzo dużo ról. Tu mamy kogoś od Javy, tu mamy kogoś od C++, tu mamy kogoś od Androida. Niby wszyscy są informatykami i możemy powiedzieć, że tylko siedzą przed tymi komputerami i piszą. A to nie jest prawda, bo są testerzy, są deweloperzy. Jest bez liku tych ról.
W branży rozwojowej też tych ról jest trochę i też, kiedy ludzie pytają mnie, kim jestem, to ostatnio najczęściej bywam w tej roli facylitatora, ale jestem też trenerem, prowadzę warsztaty. Jestem też coachem, prowadzę sesje indywidualne. Jak pracuję ze studentami i gdzieś tam około coachingowo, mentorsko, to też jestem tutorem. Pojawia się następna rola. Jak pracuję z kimś tak na granicy roli konsultanta, jestem mentorem.
To, co też pomaga w zrozumieniu tych ról, to jest spojrzenie na nie, z punktu widzenia takich prostych zmiennych typu: klient jest ekspertem, osoba, z którą pracuje, czyli ten rozwojowiec jest ekspertem. Ja zadaję pytania; osoba, z którą pracuję, zadaje pytania. I tutaj też można zrobić taką niezbyt skomplikowaną macierz, w której mniej więcej widać różnice tych ról, chociaż oczywiście jest to bardzo umowne. Więc jeżeli na przykład jestem mentorem, to więcej opowiadam niż zadaję pytań. Oczywiście te pytania też zadaję. Ja jestem ekspertem w dziedzinie, w której pracujemy, czyli na przykład mogę być mentorem od spraw związanych z HR-em. Ale jeżeli na przykład facylituje, to wtedy ja zadaję więcej pytań, tworzę strukturę z pytań chociaż znowu to nie jest taka struktura jak w coachingu i nie muszę być ekspertem w dziedzinie, nad którą pracujemy. Jeżeli pracuję z działem marketingu, który ma za zadanie wdrożyć albo napisać nową strategię sprzedażową, to czy ja jestem marketingowcem czy nie, nie ma znaczenia. Ja jestem ekspertem od stworzenia takiego środowiska, w którym ci ludzie właśnie wezmą odpowiedzialność za swoje działania. Więc tutaj w jakiś sposób można te role tłumaczyć. A wracając do tej roli facylitatora, bo od niej też zaczęliśmy, to ja mam swoją definicję i ona krąży wokół tej odpowiedzialności, że facylitacja to jest taki proces, w którym stwarzamy warunki, w których ludzie wezmą odpowiedzialność za swoje działania. Czym to się różni od warsztatów? Myślę, że to też jest ważny temat, bo mam wrażenie, że u nas już jest taka kultura chodzenia na warsztaty, bycia na warsztatach. Na warsztatach jest tak, że stwarzamy warunki, w których ludzie rozwijają jakieś umiejętności, kompetencje nowe i tutaj jest ta różnica, czyli ja daję im strukturę, która ma ich czegoś nauczyć, tutaj pojawia się struktura, w której oni mogą się dobrze czuć i realizować swoje cele.

K: Roman, ja chciałabym sobie to jeszcze ułożyć w głowie. Czyli facylitator to jest taka osoba, która umożliwia, stwarza takie schematy, działania, używa takich narzędzi, żeby osoby, które do tej pory może nie miały może możliwości, żeby porozmawiać, żeby poszukiwać osiągnięcia celów, ty im to umożliwiasz, czyli stosując pytania, zachęcając ich do…moderując, o tak bym to powiedziała…

R: To nie jest moderacja.

K: To też nie jest moderacja.

R: Moderacja to jest jeszcze coś innego…

K: O, widzisz. Zależy mi tylko na tym, żeby nasi słuchacze to zrozumieli, bo też poszukuję tego, bo to jest coś nowego, coś, co nie jest znane na naszym rynku tak jak coach, mentor, tak jak mówisz o warsztatowcach. To są już dziedziny, gdzie mamy już jakieś szkolenia.
Czy ty się szkoliłeś jako facylitator? Czy to są jakieś specjalne umiejętności facylitatora? Jak to wygląda?

T: To jest niby nowe, ale z drugiej strony, moim zdaniem, stare jak Sokrates. Jesteś osobą, która niekoniecznie posiada wiedzę, czy kompetencje w danym temacie, ale właśnie to pomaga często, że jest zielona. Pomaga w tym, żeby zadawać takie pytania, które często dla specjalistów są oczywiste, ale one pomagają osiągnąć jakiś efekt, pomagają dojść do brzegu lub znaleźć porozumienie z kimś innym, np. pomiędzy humanistami a informatykami. Dogadać się w jakimś projekcie, pójść krok dalej. Albo pomiędzy stroną samorządową a NGOs-ową ustalić jakieś rzeczy. Jest ktoś, kto po prostu dobrą metodologią zadawania pytań, drążenia, pomaga im samym dojść do jakiegoś celu. Czy ja dobrze…?

R: Właśnie, myślę, że to jest bardzo ważne, co powiedziałeś, bo wszystkie te metody, wszystkie te role istnieją, jak powiedziałeś, od dawien dawna. To nie jest żadna nowość. To znowu wracamy do tych mód, które się pojawiają, bo założę się o dużo, że niedługo będzie wysyp szkoleń typu lider facylitator. Facylituj pracę swojego zespołu. Jak przeszliśmy przez fazę coachów, wcześniej były różne, inne fazy…

T: Teraz są mentorzy.

R: Mentorzy, przyjaciele jeszcze wcześniej i szefowie, którzy chodzili i pytali: “Co tam u ciebie słychać? Jak tam żona?”. Później liderzy, którzy bombardowali ludzi pytaniami coachingowymi. Nawet jak wiedzieli, co trzeba zrobić, to: “A ty jakbyś to zrobił?”. Więc tutaj niedługo przyjdzie następna moda, czyli bądź facylitatorem, czyli przychodzi do ciebie pracownik z problemem, a ty na niego patrzysz i mówisz: “Wierzę, że ci się uda”.
Więc tak jak mówisz, te role są od dawna, a wracając do facylitacji. Szkoły facylitatorów nie kończyłem. Zacząłem prowadzić spotkania, które z założenia są facylitowane czyli open space’y parę lat temu. I też mi się już nazbierało tych open space’ów i co to jest też powiemy, następne bardzo trudne słowo. Też bardzo trudno jest organizować open space’y, ale też daję radę. I, tak jak mówisz, jest bardzo dużo osób, którzy mają naturalne zdolności i są z natury coachami, mentorami i facylitatorami i też trenerami od dawien dawna. Myślę, że to, co jest istotne, to też właśnie robienie rzeczy, z których coś wynika, które są potrzebne. Ja na przykład, ostatnią rzeczą, którą doradzam, to są szkolenia. I to nie dlatego, że szkolenia są złe, beznadziejne i fatalne, bo można robić bardzo dobre szkolenia, ale najczęściej bardzo dużo innych rzeczy kuleje, myślę, że tam warto inwestować pieniądze niż w rozwój pracowników, takie tradycyjne warsztaty. W tych warsztatach też bardzo dużo się zmienia. Pojawiają się różnego rodzaju rywalizacje, gry na szkoleniach. Dużo jest fajnych gadżetów, które można używać, z których coś ciekawego może wynikać. Można coraz bardziej angażować wirtualne zasoby i tu też mamy kolejne wyzwanie dla rynków szkoleń, czyli na ile jest sens przekazywać…ile tam ma być wiedzy, a ile umiejętności, jeżeli ta wiedza zawsze jest też…wszystko jest w internecie.
To, znowu wracając do facylitacji, co jest ciekawe i to jest wyzwanie, tam jest bardzo duży nacisk jednak na zaufanie, potencjał ludzi. Zaufanie, że oni wiedzą, wiedzą od dawna. Nawet jeżeli nie są przeszkoleni, a najczęściej już są przeszkoleni, też po tej fali szkoleń unijnych, bo w dalszym ciągu jest też taka moda na szkolenia. Że oni dadzą sobie radę, że oni wiedzą najlepiej, że właśnie są ekspertami w tym, co robią. Ta osoba z zewnątrz, taki facylitator, nie jest im po to, żeby motywować, jak mówca motywacyjny: “Dacie radę, w każdej chwili możecie zmieniać świat”, ale to jest taka osoba, która przygotowuje strukturę, w którą ci ludzie wchodzą, mają możliwość spotkania się i samemu zrobienia tego, co mają zrobić. Też właśnie pytacie jak to wygląda i w tej facylitacji jest bardzo dużo narzędzi z coachingu, bo, jeżeli robimy strukturę z pytań, to one sę w niczym nie różnią od tych pytań coachingowych. Tylko ta obecność facylitatora jest inna. Jeżeli oni mają jakąś strukturę i ją realizują, to później ta różnica między facylitatorem i trenerem jest taka, że, jeżeli oni czegoś nie wiedzą, a często, jak już mówiliśmy, te grupy są przyzwyczajone do tej warsztatowej formy, więc sami wpadają w taką wyuczoną bezradność, no bo oczekują tej osoby, która im doradza, to po prostu zadają pytania, czegoś nie potrafią zrobić, czekają aż ten facylitator to za za nich zrobi jak na warsztacie. I tu jest właśnie ta różnica, tu jest ta granica między trenerem a facylitatorem, czyli ja jak widzę, że grupa sobie przez chwilę nie radzi, to rzucam się i mówię: “Ale słuchajcie, tu jest takie wspaniałe narzędzie, ale w firmie X to zrobiliśmy i oni sobie poradzili, a w ogóle ty się przesiądź tu, zrób to i już wiecie, jak to zrobić” To jest właśnie ten moment…

T: Tu macie żółte karteczki.

R: Tak, tu macie żółte karteczki. Miałem też kilka zajęć o facylitacji i to na co zwracam uwagę trenerom, że grupy, to jest też naturalne, że, jeżeli widzą, że ktoś troszeczkę weźmie od nich tej odpowiedzialności, że zrobi coś za nich, to jak rekiny czują krople krwi w wodzie, zaraz po prostu się kotłuje. Tak samo, jeżeli w czasie facylitacji cokolwiek się zacznie robić za grupę, podsuwać im krzesełka pod pośladki, bo ktoś tu nie wie, gdzie usiąść, bo zabrakło miejsca i on sam sobie krzesełka nie weźmie, że grupa nagle nie wie, jak zrootować między kartkami, bo to takie trudne, nie wie, czy to było w lewo, czy w prawo. To są takie momenty, kiedy już zaczyna się testowanie facylitatora, kiedy oni nie potrafią znaleźć jakiegokolwiek rozwiązania zadania, a ty jako osoba, która już jest tam na miejscu, no przecież w innych firmach działa, już na końcu języka masz: “To zróbcie tak”. I to są właśnie te momenty, żeby nie dać się złapać, żeby nie popuścić tej krwi odpowiedzialności, a to, co też jest wyzwaniem dla grupy, to jest właśnie to branie odpowiedzialności, bo na warsztatach tak naprawdę często jest miło i przyjemnie. Dostajemy jakieś zadania, coś się dzieje ciekawego, uczymy się nowych rzeczy, choć wiemy, że niekoniecznie będziemy musieli potem ich używać po warsztacie, wtedy przyjdzie taki moment próby. Jest ciekawie, karteczki, narzędzia, tutaj się zwiążemy liną, tutaj przejdziemy i w sumie dzieją się fajne, miłe rzeczy. Oczywiście później, jeżeli ktoś na poważnie chciałby wziąć odpowiedzialność za ten rozwój, to oczywiście czeka go ta droga przez mękę, wprowadzania nowych umiejętności w czyny, no i tutaj będzie bolało. Ale, przy facylitacji widzę, to też jest taki bardzo ciekawy moment, kiedy grupy się zatrzymują, rozglądają i widzą, ile jest rzeczy do zrobienia. I w facylitacji wyłażą te rzeczy z różnych kątów, jeżeli są projekty małe, duże, to bardzo szybko się okazuje, że jest co robić. Bardzo szybko się okazuje, że jest jeszcze więcej do zrobienia niż nam się wydawało, zwłaszcza w tym momencie dodatkowego ogarnięcia. I widzę często, jak grupy są fizycznie zmęczone już po takim etapie złapania tego, co jest do zrobienia. Już są zmęczone na samą myśl, ile jeszcze przed nimi jest do zrobienia.

T: Roman, a jakieś takie przykładowe procesy, projekty, problemy, z którymi przychodzą do ciebie. Podaj mi taki jeden przykład lub dwa. W czym ty tam mieszasz konkretnie?

R: Na przykład firma IT, która od dawna organizuje takie mini konferencje branżowe już od paru lat i ostatnio mają wrażenie, że formuła im się wyczerpuje, że jest coraz mniejsze zainteresowanie, plus, i też to bardzo mocno wyszło w czasie samej facylitacji, że już sami też czują się zmęczeni tymi wydarzeniami, że to jest takie odbębnianie następnego wydarzenia…

K: Rutyna.

R: I co jest problemem tutaj? Zajmujemy się stworzeniem nowej formuły na wydarzenie. Co zrobić, żeby ludziom się chciało i nam się chciało i ludzie się spotykają, rozmawiają. I to jest taki pierwszy przykład z brzegu.
Albo na przykład bardziej z branży technologicznej. Mamy dotacje z Unii Europejskiej na maszyny i trzeba wymyślić projekt, taki zarys, bo oczywiście samo pisanie projektu to już ktoś się tym później zajmuje, ale na co moglibyśmy to użyć, jeżeli mamy działalność i też produkujemy, jak to było w tej firmie, chemię budowlaną, co moglibyśmy zrobić, żeby najlepiej wydać te pieniądze, żeby pojawiło się coś nowego i też takiego, że na tym się znamy.

T: Czyli na przykład projektowanie nowych pomysłów, produktów, szukanie nowej drogi rozwoju, przejście jakiegoś etapu, który jest kryzysem, wyczerpaniem i tak naprawdę z tego, co mówisz, to zabezpieczasz pewien poziom bezpieczeństwa, przestrzeń i czas…

R: Bezpieczeństwa nie zapewniam. Przestrzeń tak. To też jest ciekawe, bo to jest takie bardzo warsztatowe, że ludzie mają być bezpieczni, mają być zadowoleni. Na przykład często w kontraktach pojawiają się, też pewnie bywa na szkoleniach: jest ten kontrakt i tam, żeby była miła atmosfera, że jesteśmy dla siebie mili, że jest fajnie…

K: Że nie krytykujemy swoich pomysłów.

R: Tak,poczucie humoru i tak dalej. Na przykład na sali, oczywiście facylitator ma co robić, tam są też te interwencje, o których wspominałeś, może nawet nie chodzi o bezpieczeństwo, tylko ja bym poszedł w stronę interwencję w momencie, kiedy widzimy, że grupa unika realizacji zadania, że ucieka gdzieś na boki, że z różnych powodów, właśnie tego zmęczenia, z pewnych, innych tematów związanych też z tymi procesami grupowymi i różnymi brakami, z którymi też być może się borykają, niedopowiedzeniami albo też kwestiami, które też nie zostały określone, bo też nie można wszystkiego określić przed spotkaniem, ale bardzo duży nacisk jest na tę pracę przed, bo to też nie wygląda w ten sposób, że teraz się spotkamy, będziemy facylitator i zobaczycie, jak będzie, on tam się wami zajmie. Tutaj kładę i myślę, że facylitatorzy kładą nacisk na dobre przygotowanie tematu, żeby ludzie wiedzieli dużo wcześniej, dlaczego się spotykamy, jaki jest temat spotkania. Takie określenie, czy ten temat spotkania jest dla ludzi istotny, jest dla ludzi ważny…

T: To im daje poczucie bezpieczeństwa. Wiedzą, w co się zanurzają.

R: Bezpieczeństwo bezpieczeństwem, ale też…bo jeżeli mamy coś zrobić inaczej, te wszystkie wyzwania, ale też nazwijmy to problemami. To tam nie ma bezpieczeństwa. To znowu coś jest inaczej, jest jakaś zmiana. Mogą wyjść różne sprawy, które wcześniej były zamiatane pod dywan, ale tu bardziej chodzi też o określenie, czy ludzie będą się zajmować rzeczami, na które tak naprawdę mają wpływ, za które mogą wziąć odpowiedzialność. Bo łatwo można powiedzieć pracownikom: to wy tu wymyślajcie, to jest nawet klasyczny przykład, wy tu powymyślajcie nowe rzeczy, my to wprowadzimy i będzie fajnie. Na przykład pracownicy wiedzą, że dwa lata temu, jak była wielka akcja zbierania pomysłów, zaproponowali sto zmian, z czego zostało wprowadzonych zero zmian.

T: Albo na przykład w trakcie pada taki postulat, że szkoda, że nie ma tu nikogo z działu finansowego albo szkoda, że nie ma tu nikogo z działu kadr, bo właściwie do nich jest adresowane to wszystko, co my…

K: Te wszystkie nasze postulaty.

T: Wszystkie nasze postulaty.
Ok, czyli podsumowując to tak: niekoniecznie będzie bezpiecznie, niekoniecznie będzie poczucie bezpieczeństwa, a nawet pewnie twórczo byłoby, żeby trochę było tak na pograniczu, czyli na granicy tego, co ludzie są w stanie…

R: Ale to znowu też nie chodzi o to, że ludzi teraz trzeba wyciskać, że będą wrzucani w jakąś straszną krainę i to jest facylitacja. Tylko tutaj nie ma takiego założenia, bo też na tych spotkaniach, które są facylitowane może być przyjemnie, może być miło, mogą się ludzie śmiać, może gładko pójść wszystko, jak z płatka, bo czasem też tak jest, a nawet często, bo ludzie są kompetentni.

T: To poczekaj, ja dokończę, że zwykle to jest jakaś przestrzeń, jakiś czas, który jednak ma być wyrwany z takiego normalnego, etatowego przychodzenia do pracy. Ma być wyrwany, żeby coś tam przepracować i zrobić. Powiedz mi, kto zwykle prosi cię o takie…skąd oni cię znajdują, jak wy się spotykacie po drodze?

R: Jestem w branży już od jakiegoś czasu i też to co widzę, u mnie działa. Cały czas albo jestem zaangażowany właśnie w działania Narzędziowni, a dwa lata temu też rozpoczęliśmy z moim znajomym, z którym tak spotykaliśmy się raz do roku i snuliśmy wizje, jakby to fajnie było coś zrobić. A ja też mu opowiadałem o tych Open Space’ach, o których też opowiemy jeszcze, bo to jest bardzo ciekawy przykład takiej metody i też myślę, że znowu to troszeczkę rozjaśni. Stwierdziliśmy, że będziemy coś robić właśnie, żeby te cztery obszary, o których mówiłem wcześniej, z którymi pracuję: biznes, administracja, uczelnie i trzeci sektor i teraz jeszcze się pojawił taki nowy stworek, twór czyli startupy, gdzieś tam w biznesie, ale to znowu jest coś innego…

T: Trochę według innych reguł działający.

R: Tak, według innych reguł i takie, ja się zawsze śmieję, najbardziej sexy. Żeby te obszary się spotykały. To jest też taka nasza wizja, takie niebo, które jest limitem. Bo ja też mam wrażenie, że wewnątrz tych obszarów też jest nie za dużo tej współpracy i stwierdziliśmy, że jednak będziemy robić te spotkania. Tylko dlatego, że wtedy Tomek Gardian, z którym właśnie się spotkałem, miał spotkanie w Urzędzie Miasta Katowice, tak się wybrał, bo Tomek też tak ma. Też myślę, że to jest taka fajna rzecz w nim, umiejętność, że on po prostu chodzi w różne miejsca, rozmawia, pyta.

T: Tomkowie tak mają.

R: Tomkowie tak mają, no i Tomek się właśnie wybrał, ot tak, do Urzędu Miasta, nigdy wcześniej tam nie był. Wszyscy mówili, że tam nie warto chodzić, no bo wiadomo, jak to jest z urzędami, z nimi się nie da współpracować. No i trafił na bardzo takie ciekawe, chętne do współpracy, działań panie, panią Olę i panią Basię, które też bardzo pozdrawiam i okazało się, że to jest wydział inwestycji w Katowicach i są chętni, żeby coś porobić. I te nasze spotkania, te nasze wizje spotkań, bo kiedyś z Tomkiem rozmawialiśmy o tym i Tomkowi się przypomniało, ta wizja spotkań dla tych różnych obszarów się spodobała i miasto stwierdziło, że nas wesprą promocyjnie i że będą takie wydarzenia reklamować. Więc zrobiliśmy bardzo szybką burzę mózgów, dwuminutową, wymyśliliśmy Ogrody Przedsiębiorczości. Mówię to też ze względu na to, że brałem udział w różnych projektach, z różnymi ludźmi ciekawymi się spotykałem, różne rzeczy planowaliśmy, że zrobimy. Część rzeczy się udała, a bardzo dużo rzeczy się nie udała. A też mam wrażenie, że bardzo dużo rzeczy się nie udaje ze względu na tą bardzo wstępną fazę planowania wszystkiego, wymyślania nazw, lóg, tworzenia stron internetowych. Wymyśliliśmy w dwie minuty nazwę Ogrody Przedsiębiorczości, dlatego że Katowice to miasto ogrody i już została z nami ta nazwa. Logo, bardzo długo nie mieliśmy. Później stworzyliśmy też w dwie minuty, co widać, ale bardzo je lubimy. I stwierdziliśmy właśnie, że stworzymy Ogrody Przedsiębiorczości i to będą spotkania w tej formule open space, o których zaraz powiemy. To takie…

K: Budowanie napięcia.

R: Budowanie napięcia, żeby ludzie chcieli słuchać. Tam cel jest taki, że spotykają się te cztery obszary, czyli tutaj, jak pytałeś, co można facylitować, czyli tutaj, żeby uciec od takich problemów, że z jednej firmy, też taki problem społeczności. Czyli mamy już tą metropolię teraz. Jak zakładaliśmy Ogrody to jeszcze tej metropolii nie było i w tej metropolii mamy bardzo dużo podmiotów w różnych obszarach, które też są u nas dobrze rozwinięte, bo biznes w Katowicach i w metropolii na Śląsku działa, Trzeci Sektor czyli fundacje, stowarzyszenia też działają, uczelni też mamy dostatek, tam jest dużo fajnych ludzi, nie licząc studentów, no i administracja, która ma bardzo duży wpływ na to, co się dzieje na to, co się dzieje z tymi trzema pozostałymi sektorami. Tutaj celem tych spotkań, facylitowanych, jest to, żeby ludzie z tych czterech sektorów się spotkali, sami powiedzieli, co jest dla nich ważne i sami zadecydowali, z kim, o ile w ogóle, będą pracować. I też na przykład pierwsze spotkanie, o ile dobrze pamiętam, nazywało się Aglomeracja Jutra, czyli takie bardzo ogólne, ale gdzieś ten temat przyciągnął ludzi, było, myślę, że ponad siedemdziesiąt, osiemdziesiąt uczestników i z różnych, różnych obszarów, więc tutaj ta facylitacja może dotyczyć zarówno tego, o czym mówiłeś, wyzwań w firmie, fundacji, bo też w fundacjach bardzo często facylituje spotkania. Ale też może dotyczyć większych grup, nawet takich większych grup społecznych i też jest bardzo ważna rzecz, o której nie powiedzieliśmy, a myślę jest istotna, takie postawienie na różnorodność, powiedzenie: “Słuchajcie, ale zaproście, zaangażujcie w spotkanie nie tylko te osoby, które wam przychodzą na myśl w pierwszym momencie, ale może jeszcze kogoś z innego działu, może jeszcze kogoś z innego miasta albo z innej organizacji, nawet, tak prowokacyjnie mówię, zaproście kogoś z konkurencji. Znacie, lubicie się, niech wpadnie na spotkanie. Zobaczycie, może z tego coś fajnego będzie” Wprawdzie jeszcze nikt nie skorzystał z tego prowokacyjnego zaproszenia, ale po prostu zaproś te osoby, które gdzieś tam masz w głowie, ale może niekoniecznie są to pierwsze osoby, które byś zaprosił.

T: Roman, jak słucham takich słów jak: budowanie zaufania, podstawa to otwartość, sieć współpracy różnych podmiotów i jeszcze różnorodność i kiedy zahaczyliśmy już o słowo startupy, no to nasuwa się słowo innowacje.

R: Myślę, że tak i to jest też dla mnie ważne słowo, o którym mówisz, ta innowacja, bo tak obserwując od jakiegoś czasu ten rynek nasz i tutaj też wracamy do startupów, ale nie tylko, i też te innowacje społeczne, bo tutaj też znowu mamy kolejny temat, mam wrażenie, że często mylimy, nie wiem, może w Polsce albo w tych obszarach, w których pracuję, innowacyjność z wynalazczością, z wynalazkami. Dla wielu osób, z którymi się spotykam, innowacyjne są tylko wynalazki i najlepiej, żeby były rewolucyjnymi wynalazkami, które odmieniają oblicze ziemi, świata i wszechświata. Nie ma poszanowania tych małych kroków. Tutaj znowu wracamy do facylitacji i do tych różnego rodzaju spotkań, ja mam wrażenie, że innowacje dzieją się tam, w czasie tych spotkań, w czasie tych małych wyzwań, którym stawiamy czoło. W czasie spotkania się różnorodnych ludzi z różnych obszarów, z różnych dziedzin, kiedy powstaje w sumie coś, co jest, ale ono jest trochę inne, trochę lepsze za każdym razem. Często dostaję takiej wysypki uczuleniowej na mózgu, kiedy na różnego rodzaju konferencjach, jeżeli mówi się o innowacyjności, to wraca się przede wszystkim do Steve’a Jobsa. A teraz mamy nowego, naszego guru Elona Muska. Myślę, że Steve Jobs i Elon Musk, wspaniali ludzie, zrobili mnóstwo ciekawych rzeczy, ale też jakby się przyjrzeć temu, co robią, to może i mają rewolucyjne produkty, ale też są to produkty troszkę zmienione względem produktów, które już były, czerpią garściami z tego, co jest. Inspirują się innymi, często padają mocne słowa, chociaż ja się z nimi nie do końca zgadzam, że kradną pomysły. Ale właśnie na tym polega innowacja, żeby stąd wziąć, stamtąd wziąć, trochę ulepszyć i jeszcze, znowu wracając do facylitacji, zrealizować swoje pomysły, czyli, jeżeli sobie coś wymyślili, to się to pojawiło i działa. Jeszcze kończąc temat innowacyjności, ja też mam wrażenie, że nie docenia się pracy zespołowej przy innowacyjności, czyli tej pracy z różnymi ludźmi. Jest takie oczekiwanie, że ja jako osoba innowacyjna to właśnie wymyślę…

T: Przyjdzie geniusz i znajdzie rozwiązanie.

R: Tak i jeszcze może przyda mi się ten marketingowiec, żeby to sprzedać, ale więcej osób już mi nie jest potrzebnych. Tutaj znowu, co dla mnie jest ciekawe, w ciągu tych dwóch lat, kiedy działają Ogrody Przedsiębiorczości spotykamy ludzi z różnych obszarów czyli z uczelni i biznesu i trzeciego sektora. Mnóstwo jest fajnych rzeczy właśnie na styku działalności. Na uczelniach jest bardzo dużo pomysłów i jest realizowanych bardzo dużo ciekawych projektów. Kiedy te projekty spotykają biznes, to dostają znowu kolejne szlify. Trzeci sektor, zawsze to powtarzam, doskonale zna klienta, bo zna bardzo duży zakres potencjalnych klientów. Pracuje z ludźmi starszymi, pracuje z młodzieżą, pracuje w obrębie kultury, sztuki, zna potrzeby mieszkańców, bo są różne stowarzyszenia, fundacje, które działają lokalnie. To są ludzie, którzy wiedzą, czego potrzebują inni. I też mam wrażenie, że powstaje coraz więcej projektów na styku technologii, takich działań trzeciego sektora, w które są zaangażowani ludzie z biznesu, którzy dają wsparcie, zastrzyki finansowe, ale też pomysły, jak zrealizować projekty, w jaki sposób zrobić, żeby one się udały.

T: Bardzo mnie zaciekawiłeś tymi Open Space’ami i koniecznie musisz opowiedzieć,czy to jest specjalne, magiczne miejsce, czy to jest metodologia? Co to jest? Opowiedz.

R: Open Spaces, można powiedzieć, że nic nowego na świecie, bo już w latach osiemdziesiątych pojawiły się w stanach zjednoczonych. Też pomysł jest prosty, lecz nie łatwy. Pomysłodawca, pan Owen, organizował tradycyjne konferencje i dotarło do niego, że najciekawszą częścią tych konferencji dla ludzi są przerwy kawowe, bo wtedy rozmawiają o rzeczach, które są dla nich istotne.

T: Dla Amerykanów tak, dla Polaków troszkę gorzej.

R: Ale u nas też jest taka kuluarowa kultura.
Ale też, co jest ciekawe i nawiązuję trochę do tej odpowiedzialności, Owen był w Afryce. Tam był reporterem. Zauważył, że raz do roku z kilku wiosek ludzie się spotykają i jest rytuał przejścia chłopców, czyli mamy tę inicjację. Spotyka się w tym czasie bardzo dużo ludzi, kilkaset osób i oni też są w stanie sami się zorganizować w kręgu, wyznaczyć sobie, co się będzie działo przez trzy dni i też to realizować. I tak powstał open space, jego zarysy. Jest to jedna, długa przerwa kawowa, ale to nie jest też takie “Róbta co chceta”, bo “Róbta co chceta” działa też na ludzi w drugą stronę, bo, kiedy ilość możliwości jest nieograniczona to nas to bardzo ogranicza. Jest struktura, ale założenie jest takie, że ci, którzy przyjdą zająć się tematem, który dla nich jest ważny, to też jest ciekawe, bo ten temat może być już stworzony przez samych, potencjalnych uczestników, czyli może być spotkanie przygotowawcze, kiedy ludzie właśnie z danej społeczności, firmy, też dbamy o to, żeby przyszły osoby z różnych miejsc, żeby było różnorodnie, sami wyznaczają dla nich najważniejszy temat. To spotkanie może mieć swoją strukturę, ale też ten temat możemy spróbować zaproponować. Ludzie później sami pokażą nam, czy trafiliśmy, czy wręcz przeciwnie. Ale myślę, że najlepiej sprawdza się wersja, że ludzie sami ten temat formułują. Powstaje temat, do uczestników trafia zaproszenie, czyli mówimy im, na jaki temat będziemy rozmawiać, co to będzie takiego istotnego i ważnego, co zostało już przygotowane przez pierwszych reprezentantów tych społeczności. Tym się różnią te spotkania, często są nazywane anty konferencjami, że nie ma z góry narzuconej agendy, tylko temat. Są uczestnicy, aż uczestnicy i pusta agenda. Są równoległe miejsca do pracy, w zależności od ilości osób, wyznacza się ilość tych miejsc i są przedziały czasowe, w których ci ludzie będą pracować. Mamy miejsce i czas sesji i po krótkim wprowadzeniu, gdzie mówi się o czterech zasadach i jednym prawie, o których zaraz powiem, ludzie sami zapełniają agendę tematami, którymi chcą się zająć. Sami później tematy, które zaproponowali, prowadzą w grupach albo też nie prowadzą, bo można też zaproponować temat i się nie pojawić, bo to też jak najbardziej jest dopuszczalne i w ramach tych zasad, które działają. Zasady są na początku przedstawiane, na początku brzmią bardzo filozoficznie, ale są tak mocno stąpającymi po ziemi.
Pierwsza zasada, która do mnie trafia, to wszyscy, którzy tu są to właściwi ludzie. Czyli dzisiaj pracujemy z tymi, których mamy na wyciągnięcie ręki. Jest pięć osób, to znaczy, że to są te właściwe osoby. Jest tysiąc uczestników, bo i takie open space’y bywają, to te tysiąc to są właściwe osoby. Plus w tych grupach może być różna ilość osób, które pracują.
Wszystko, co się wydarzyło, to jedyne, co mogło się stać, czyli pracujemy dzisiaj z tym, co jest. Mamy taką salę jaką mamy, mamy takie zasoby jakie mamy, mamy tyle kartek, flamastrów. Jak czegoś nie mamy, pomyślcie, jak inaczej można to zrobić.
Wszystko się zaczyna, kiedy czas dojrzeje, no bo to znowu jest ta odpowiedzialność i tutaj jesteśmy zwycięzcami, ale też nie o to chodzi, aby się napinać, czyli pewne rzeczy same dojrzewają. Na początku może ci się mniej chcieć, a później bardziej. Albo odwrotnie, na początku bardziej, a potem mniej. Też daj sobie taki wewnętrzny spokój. Rozejrzyj się, co się dzieje, posłuchaj siebie. To nie o to chodzi, aby cały czas być w jakiejś hiperaktywności.
I ostatnia zasada: co jest skończone, to jest skończone; co nie jest skończone, trwa. Tam są przedziały czasowe, w których się pracuje, ale one nie są sztywne, czyli, jeżeli coś skończyło się szybciej, wyczerpaliśmy temat, nie mamy już nic do powiedzenia, kończymy. Jeżeli mamy coś więcej do powiedzenia niż ten czas wyznaczony w agendzie, jeżeli nie ma następnej grupy, możemy oczywiście zostać w tym samym miejscu. Jeżeli jest, bez problemu możemy znaleźć sobie inne miejsce, w którym będziemy działać. I też, jeżeli potrzebujemy jeszcze więcej czasu, a mamy telefony, komputery, możemy się umówić na następne spotkanie. Też to, co ja zawsze podkreślam, open space jak i różne inne działania rozwojowe, to jest właśnie ten kolejny krok, bo to jest też zmora, wracając do tych warsztatowych zajęć, takie założenie, że tu się uda bardzo dużo w ciągu jednego dnia zrobić, w ciągu tych trzech godzin i zmienimy się na najlepsze.
I jest jedno prawo, prawo dwóch stóp. Ja mam też opis nawiązujący do odpowiedzialności, żeby prowadzić swoje stopy tam, gdzie będziemy chcieli brać odpowiedzialność za to, co robimy. Czyli, jeżeli chcemy sobie posiedzieć i posłuchać, to sobie siedzimy i słuchamy; jeżeli chcemy pogadać, to dajemy od siebie, a jeżeli chcemy pójść gdzie indziej, no to po prostu idziemy. Czy to do innej grupy, bo te grupy pracuję równolegle, czy na kawę.

T: Czy możesz opisać mniej więcej, co się w open space’ie dzieje i jaki temat i wtedy też możesz powiedzieć, czym to nie jest? Chętnie bym teraz tego posłuchał.

R: Teraz tak, to jest też ciekawe, bo po tych dwudziestu pięciu minutach wprowadzenia rola facylitatora jest już bardzo pasywna. Ludzie sami dają sobie radę.

T: Wodzirej schodzi ze sceny.

R: Wodzirej schodzi ze sceny, też schodzi trochę ludziom z oczu i ludzie sami się już w tej przestrzeni organizują. Tylko znowu wracamy do tego, że przygotowania do open space’a, znalezienie tematu, przygotowanie przestrzeni to wszystko zajmuje czas. To zazwyczaj jest parę dni ciężkiej pracy, ale później, jak już stworzymy te warunki, grupa jest puszczona i daje sobie radę, nawet przez kilka dni, bo też takie open space’y mieliśmy w Narzędziowni dla trenerów. Wtedy to określenie tematów trwa trochę dłużej, ale też niedługo, bo w takim jednodniowym open space’ie zazwyczaj, też w zależności od ilości osób i miejsc, ale, jeżeli to jest stu, dwustu uczestników, pisanie tematów, proponowanie tematów zajmuje piętnaście, dwadzieścia minut, bo ludzie piszą temat, wychodzą na środek, mówią, tylko krótko, o co chodzi, wybierają czas i miejsce i koniec. To zazwyczaj bardzo szybko się dzieje. Jeżeli się nie dzieje, to znaczy, że temat był źle dobrany albo inne błędy zostały popełnione wcześniej, ale, jeżeli to jest dobrze zorganizowane to te tematy szybko się pojawiają. To też jest ciekawe, bardzo dużo jest takiej niepewności w uczestnikach, dla wielu osób jest to nowa metoda i tu wracamy do tłumaczenia ludziom. Ja tylko mówię o tych czterech zasadach, mówię o prawie, mówię, że jest ta przestrzeń, mówię, w jaki sposób zapełnią tematy. Nie mówię nic więcej, nie odpowiadam na pytania. To jest ciekawe, bo ja na początku się z tym zmagałem. Jak robiliśmy pierwsze open space’y, obserwowałem moją mentorkę i czytałem Owena, żeby też nie odpowiadać na pytania, ale jak to, przecież ludzie są przestraszeni i każdy ma jakieś pytania. I ta formułka, że, jeżeli macie jakieś pytania, to proszę zadajcie. Na pierwszych dwóch, trzech open space’ach prosiłem o te pytania i żałowałem, bo to jest to popuszczenie tej krwi. Wy tu macie wątpliwości, problemy, ja tu Romek, ekspert, to wam pomogę, wskażę i rozwiążę wszystko. Teraz mówię tylko tyle, że, jeżeli mają pytania w trakcie, bo teraz nie będzie pytań, to żeby najpierw zapytali pierwszą, drugą, trzecią, dziesiątą osobę z uczestników, jak już ileś tam osób im nie odpowie, to wtedy ewentualnie, żeby mnie poszukali. I zazwyczaj nikt mnie nie szuka. Oczywiście, jeżeli są dłuższe open space’y, to też warto robić podsumowania na koniec, w których ludzie mogą coś do siebie powiedzieć. Chociaż ja też eksperymentuję z tym, bo myślę, że takie robienie podsumowań i znowu skrzykiwanie ludzi to często łatwo zahaczyć o taką warsztatową formę, że teraz pomoderujemy sobie tę rozmowę między ludźmi, więc też trochę się tym bawię przy Open Space’ach i zdarzało mi się nie robić takich podsumować na koniec. Ale ludzie sami pracują, wiedzą, co się dzieje, bo jest ta agenda, wiedzą, jakie są tematy, plus też tematy można zgłaszać ciągle nowe. Tematów też można zgłosić żadnego albo nieskończenie wiele.

T: Widzę na przykład na waszej stronie, że podczas czwartej edycji zgłoszono ponad sześćdziesiąt tematów.

R: Myślę, że nie w czwartej edycji, a we wszystkich edycjach.

T: Czyli w czterech edycjach ponad sześćdziesiąt tematów.
Powiedz mi jeszcze, czy coś z tego efektywnego wychodzi, bo aż mi się nie chce wierzyć. Zostawiasz ludzi samych, puszczone jest w obieg naście tematów, część z nich poważne takie jak startupy w metropolii. Uczestnicy przychodzą wolontarystycznie. Jeszcze powiedz mi, że z tego wychodzi coś efektywnego.

R: Wszystko się udaje.

(Śmiech)

T: Dobra, dobra.

R: Żartowałem oczywiście. To jest taka idylliczna wizja open space’a, że tak fajnie by było, że przychodzą i wszystko się udaje. Myślę, że część rzeczy się udaje i wiem, że są projekty współpracy między ludźmi, które do dzisiaj funkcjonują. Przykład z brzegu, na pierwszych Ogrodach został zgłoszony pomysł eduklastra, który bardzo dobrze funkcjonuje, też się w niego zaangażowaliśmy, bo też nie ma takiej zasady, że, jak coś zgłaszają na open space’ie, to potem nas mają w pakiecie. Ale tak się złożyło, że w ten eduklaster się zaangażowaliśmy, bo to też osoby z Gliwic i tutaj działamy. Ostatnio zrobiliśmy fajną konferencję, taką klasyczną, dla nauczycieli. Przyszło prawie stu nauczycieli i rodziców. Udane wydarzenie. To jest właśnie pokłosie tego pierwszego open space’a.
Część projektów się udaje, ludzie ze sobą współpracują, tylko znowu wracamy do tego celu. Po co my robimy te open space;y jako Ogrody Przedsiębiorczości?

T: Właśnie, na pewno musi paść takie pytanie. Po co to się robi i co z tego wynika?

R: Robimy to po to, przede wszystkim to taka wizja jest, że właśnie bardzo dużo projektów się udaje i to działa. Ale wracając do tej nieufności, która jest wewnątrzsektorowa, międzysektorowa, myślę, że te open space’y bardzo fajną rzecz robią, sprawiają, że ludzie po raz pierwszy się spotykają. Sprawiają, że mają chwilę, tych parę godzin, że mogą ze sobą porozmawiać, że mogą nawet usłyszeć, co się dzieje u innych. Ja mam wrażenie, że i tak większość z tych zgłoszonych tematów kończy się na tym, że ludzie się zobaczą, że ludzie się usłyszą. Wiem, że ludzie później współpracują, zapraszają się do projektów, że parę rzeczy po tych Open Space’ach udało się zrobić. Ale też wiedzieliśmy i tak zakładaliśmy, że przede wszystkim ludzie z różnych obszarów się zobaczyli i się spotkali. Wracając tutaj do tych różnych lęków, które mamy i do tego braku zaufania, ja też często mówię, że wystarczy korytarz, żeby ludzie już ze sobą nie rozmawiali i byli pozamykani w swoich miejscach. To jest takie miejsce, gdzie, jeżeli się chce powiedzieć coś ważnego, można zobaczyć, że są ludzie, których to interesuje i to nie tylko są ludzie z mojej branży. Ja tutaj mówię o terenach zielonych w mieście, a tutaj mam na sali bardzo różne osoby i każda z nich mówi, że chciałaby się zaangażować…

T: Zdecydowanie rozumiem, że taki networking, czy takie sieciowanie, widać od razu korzyści. Ja trochę przekornie zadaję ci te pytania, bo oczywiście wierzę w tego typu sposoby, ale…

R: Ale to się właśnie dzieje bardzo małymi krokami.

T: Aczkolwiek wiem, że uczestnicy, przychodzący bardzo często formułują wobec mnie jako organizatora takie zastrzeżenia, obawy: co my tutaj będziemy po próżnicy gadali? nic z tego nie wynika,całe popołudnie mamy poświęcić na coś, ale tego nikt nie zrobi, z tego nic nie będzie. Jak ty sobie z tym radzisz? Nie wierzę, że choćby jedna osoba tego typu, nawet jeśli nie powie głośno, to potem w kuluarach. Jaką masz na to odpowiedź?

R: Taką, że to nie jest moja odpowiedzialność. Często z tego nic nie ma. Ja też na początku podkreślam we wprowadzeniu, że to jest pierwszy krok albo jeden z wielu kroków. Czy będą następne, to jest ich odpowiedzialność, że tutaj macie miejsce, macie ludzi, robicie rzeczy, które są dla was ważne. Jeżeli nie wychodzi to też dlatego, że te osoby i tutaj nie używałbym słowa, że im się nie chciało…

T: Nie miały motywacji pociągnąć tego dalej.

R: Nie miały motywacji, obawiały się pewnych spraw. Też mówiłeś o networkingu, ja też często podkreślam, może niekoniecznie na open space’ach, bo to też nie chodzi o to, żebym nagle wszedł w rolę takiego: posłuchajcie, bo tutaj się ludzie spotykają i tak tu jest w Polsce i tak tu jest na tych spotkaniach, a tak na zwykłych konferencjach. Właśnie żeby nie wpaść w tę rolę, ale na innych spotkaniach albo na prezentacjach dotyczących tematu też mówię, że u nas jest kultura networkingu, tylko często to się sprowadza tak jak na tym warsztacie, że jesteśmy na tym śniadaniu, jest miło, gadamy, opowiadamy trochę o sobie, słuchamy i to jest taki bezpieczny czas. A to wyzwanie, to branie odpowiedzialności, czyli takie dokładanie sobie odpowiedzialności, zadań następuje potem, bo mam ten numer, trzeba zadzwonić do kogoś obcego, już nie ma tego śniadania, nie ma tej otoczki bezpiecznej, trzeba komuś coś powiedzieć, a nie wiadomo co odpowie, czy odbierze, a czy to w ogóle jest dobry kontakt, a czy nas nie oszuka, a czy tak naprawdę warto to robić, bo mam jeszcze sto tysięcy innych rzeczy do zrobienia, więc na tych spotkaniach jest taka kultura, żeby się przedstawić, troszkę powiedzieć o sobie. Ale to są znowu następne kroki, zadać parę pytań. I w ogóle następny krok, powiedzieć o swoich pomysłach, powiedzieć o tym, co robię. Jak już działa interes to jest mniejszy problem, ale mamy takie startupy, że oni coś wymyślają i to zrewolucjonizuje cały świat, więc, jeśli mają o tym opowiedzieć, to na okrętkę najlepiej, żeby nikt nie ukradł tego pomysłu. Jeszcze jest następny krok, czyli ta współpraca, czyli, że się spotkamy, w tym zajęciu każdy z nas wygospodaruje trochę czasu na następne zajęcie, bo współpraca to znowu jest ten koszt energetyczny: następne maile, następne telefony, następne konflikty jakieś potencjalne, więc to jest właśnie to wyzwanie. To jest to, co można powiedzieć później, że się komuś nie chciało albo nie dało rady. To są właśnie te wyzwania…

T: Złożone bardzo.
Roman, ponieważ nasza rozmowa już trochę trwa, ja jestem pod wielkim wrażeniem, że macie za sobą już kilka edycji tego, że to w ogóle działa, że to w Polskich warunkach działa. Bardzo bym kiedyś chciał móc to zobaczyć, czy uczestniczyć, więc liczę na to, że, jeśli będziecie po wakacjach robić kolejny open space, to dasz mi cynk. Naprawdę bardzo bym chciał zobaczyć, w jaki sposób to działa. Bardzo podziwiam.
A z drugiej strony, powiedz mi, tak dla słuchaczy, gdybyś chciał zachęcić do tego, żeby korzystali z metody, którą ty reprezentujesz, a może w swojej miejscowości chcieli taki open space stworzyć, panel, pewnie jest gdzieś metodologia opisana, pewnie można się do tego solidnie przygotować, sam mówisz, że kilka dni zajmuje wam przygotowanie, to jakbyś mógł podać kilka praktycznych wskazówek, jaką drogą, w której facylitator może nam pomóc i nie jest to strata czasu, jakąś drogą, w której open space może nam pomóc wyinkubować fajne i dobre płaszczyzny współpracy, a może nowe pomysły, w każdym razie coś nowego, twórczego mogłoby się z tego urodzić, na co ludzie znaleźliby później czas i zasoby. Jak w to wejść w ogóle?

R: Parę takich magicznych skrótów, a więc tak po pierwsze, co często podkreślam, wierzę, że ludzi dobrej woli jest więcej i też wierzę, że, jeżeli ja jestem fajnym, ciekawym człowiekiem, to wokół mnie też są ciekawi ludzie. Bardzo mi się to sprawdza i zawsze jestem na tak, czyli, jeżeli pojawiają się ludzie, pojawiają się inicjatywy, to ja wiem, że to będą fajne rzeczy, bo wokół siebie mam fajnych ludzi. I w pierwszej kolejności warto się rozglądnąć, też warto się rozglądnąć za fajnymi ludźmi, ale za innymi niż my. Nie jesteśmy sami, to na przykład super się z Tomkiem sprawdziło. Na początku spotykaliśmy się, ale wydawał mi się z kompletnie innej bajki. Właśnie jak się spotkaliśmy dwa lata temu to miałem taki okres, że sobie postanowiłem, że będę robił sobie na przekór i stwierdziłem, że Tomek może jest z innej bajki, ale sobie popracujemy. Świetnie się to sprawdza, uzupełniamy się, a też mam parę współprac za sobą z osobami, które były moimi kopiami i myślę, że wtedy bardzo się też wspierają te słabości. Wzmacniają się rzeczy fajne, ale też wzmacniają się te, które są słabsze. Jest dużo fajnych ludzi.
Warto też zaczynać w mniejszej skali…

T: Prototyp najpierw.

R: Prototyp, bo my też cały czas prototypujemy, robiliśmy też różne rzeczy, nie tylko te open space’y. Robiliśmy konkursy startupowe. Robiliśmy nawet konkurs Pokemon w galerii handlowej, tak po prostu, że zobaczyć jak to wyjdzie. Robiliśmy różne rzeczy. I też niekoniecznie zawsze się oglądać na to, co robią inni albo gdzie są liderzy w danym obszarze. Ja myślę, że warto współpracować z takimi ludźmi, ale nie zawsze trzeba prosić ich o pozwolenie. Zaczynać w małej skali, bo tutaj skala nie jest najważniejsza. Myślę, że skala nie zawsze przekłada się na jakość, więc nawet jeśli na spotkaniu będzie pięć osób, dwie osoby to można fajne rzeczy w kilka godzin wymyślić i porobić. Jest dużo fajnych miejsc, w których można podziałać, teraz jest mnóstwo kawiarni, restauracji, domów kultury, remiz odnowionych z unijnych pieniędzy, naprawdę jest się gdzie spotykać. Tutaj nie trzeba szukać, nie trzeba wynajmować przestrzeni i wydawać kupy pieniędzy. Jeżeli chodzi o open space’y, zachęcam do takiego podejścia dzielenia się, wracając też do Narzędziowni. Jeżeli ktoś się zastanawia, ja też chętnie pomogę, doradzę i porozmawiam, bo myślę, że to też się fajnie sprawdza. I też takie nie napinanie się, że teraz organizujemy coś dla ludzi to właśnie musi być facylitowane, bo Roman Warkocz powiedział, że facylitacja jest super. Tradycyjne konferencje też mogą mieć wartość i często mają, można zorganizować tradycyjne spotkania z ekspertem, zadbać o to, żeby też była taka część niedyrektywna, gdzie będziemy mogli się spotkać, porozmawiać przy kawie i to też się fajnie sprawdza. Ja myślę, że to jest najważniejsze, żeby się nie napinać, żeby spotkać się, rozmawiać, bo możemy nazywać różnie to, co się dzieje: facylitacja, coachingi, mentoringi, ale zawsze wracamy do rozmowy, do kontaktu, do interakcji z innym człowiekiem, na takie odważenie się spojrzeć komuś w oczy i takie to, co mnie się ostatnio sprawdza, to, co jest na wyciągnięcie ręki…

T: Roman, to tak podsumowując, po pierwsze wierzysz w ludzi i do tego zachęcasz, że jest dużo ludzi, z którymi można zrobić dużo fajnych rzeczy i że ludzie zasadniczo są dobrzy, takie założenie przyjmujesz od początku. Zawsze jesteś na tak, czyli generalnie jesteś otwarty na to, co przyniesie rzeczywistość, co przyniosą ludzie. W związku z tym rozglądasz się i nawiązujesz dużo kontaktów z fajnymi ludźmi, dlatego też pewnie jesteś w tym podcaście, że tak się nasz kontakt nawiązał. Namawiasz do tego, żeby próbować mimo wszystko. Najpierw od małej skali, testować różne pomysły, że zachęcasz do tego, aby szukać miejsc, które są darmowe do pozyskania. I też wysyłasz jasny sygnał, że można liczyć na twoje know-how, twoją pomoc, można skorzystać z twoich doświadczeń. I na koniec mówisz: nie napinać się, czyli nie być mocno sfokusowanym na jedną metodę, tylko być otwarty na różne rozwiązania.

R: I ostatnia rzecz. Niestety nie jestem jedynym facylitatorem w Polsce. Jest strasznie dużo fajnych ludzi, którzy facylitują, którzy organizują Open Space’y, Word Cafe i różne inne spotkania w różnych metodologiach. Pytałeś się, gdzie szukać. Facebook, wydarzenia albo w Google: Open Space Technology, spotkanie w metodologii open space albo często się sprawdza antykonferencja. W wielu miastach: Warszawie, Krakowie, jakoś tak Trójmiasta nie sprawdzałem, ale są ludzie, którzy działają, dzieją się te open space’y i właśnie z open space’m możemy sobie gadać na ten temat tak samo jak możemy rozmawiać o zen, ale najfajniej jest doświadczyć, wybrać się na taki, który nas interesuje, gdzie jest ciekawy temat, który nas pociąga, który jest dla nas ważny. Pójść, doświadczyć, jeden, drugi, trzeci i zobaczyć, jak to jest.

K: Zrozumiałam, co to jest facylitacja i open space. Jedną z rzeczy, która mnie bardzo zachęca to jest to, że nacisk jest kładziony na odpowiedzialność, że każdy jest odpowiedzialny za siebie i każdy musi wziąć tę odpowiedzialność…

R: Może wziąć.

K: …takiej pro aktywności. Jest za siebie odpowiedzialny…

R: Albo nie jest odpowiedzialny.

K: Albo nieodpowiedzialny.
Jeszcze jedna myśl, która mi się przypomina to jest, że ludzie robią to, co chcą, więc po prostu zrobią albo nie zrobią, ale to, że nie zrobią to też wynika z tego, że nie chcą zrobić.

R: Też dużo zyskują.

K: Też mogą coś zyskać przez to.
Roman, bardzo ci dziękujemy. Mam nadzieję, że jeszcze doznasz tutaj, u nas, pięknej pogody…

T: Że woda będzie cieplejsza.

K: Że woda będzie cieplejsza, że sobie odpoczniesz.

R: Ja nie potrzebuję. Pogoda jest ok.

K: To jest fajne. To jest fajne w tobie, że to mówisz, bo jesteśmy do tego przyzwyczajeni, że polskie morze jest jakie jest, ale jest piękne, cudowne, fajne. Zapraszamy cię do trójmiasta, przyjeżdżaj i mam nadzieję, że będziemy mieli okazję współpracować i może coś tutaj zrobisz.

R: Może razem?

K: Może coś razem zrobimy, bo to jest taki nasz open space i czas rozmowy i patrzenia sobie w oczy.
Dziękujemy bardzo za wysłuchanie tego podcastu.

T: Dzięki wielkie za wprowadzenie w ten temat i za dawkę pozytywnego myślenia o tym, że chcieć to móc, że można jednak dużo zrobić i niekoniecznie wielkimi zasobami, a raczej takim wycofaniem się krok do tyłu i pozwoleniem innym działać, stwarzaniem przestrzeni i miejsca. To bardzo fajne. Ja bardzo dziękuję.

K: Dzięki wielkie za rozmowę.

R: I ja bardzo dziękuję za zaproszenie i ten cały trud, który wkładacie w to, żeby to było.

T: Dzięki bardzo.

Scroll to top